Pracownia: Jedzenie Jest Piękne, NIE/BO/DESIGN

Odwiedzamy kolejną pracownię. Tym razem przestrzeń dzielona między studio NIE/BO/DESIGN, czyli Kasię Cichecką i Anię Węgrzyniak oraz pracownię fotografii kulinarnej Ani Grudzińskiej-Sarny – Jedzenie Jest Piękne. Stara kamienica przy ulicy Szlak w Krakowie. 70 metrów kwadratowych i aż 5 metrów od podłogi do sufitu. Oprócz dziewczyn w rozmowie uczestniczą trzy psy: Szoszana, Molka i Amlou.

Zacznijmy od Nieba. Od kiedy istniejecie jako marka?

Kasia: Zaraz po studiach – obie studiowałyśmy wzornictwo przemysłowe na ASP, zaczęłyśmy razem pracować – projektować i produkować. Stworzyłyśmy studio. Niebo tworzymy od ośmiu lat.

Jaki był pierwszy zaprojektowany i wyprodukowany przez Was produkt?

Ania: Podłogowa lampa. Nadal jest w sprzedaży. Konstrukcja wykonana jest z bukowego drewna, bawełniany klosz jest szyty ręcznie. Od początku miałyśmy zamiłowanie do geometrycznych form. Wykorzystany w lampie sześciokątny moduł powtarza się w wielu naszych projektach, między innymi w dywanach, opaskach na oczy, poduszkach, czy w akcesoriach dla psów.

No właśnie, w ofercie macie „psi dywan“ i legowisko. Dobrze zaprojektowane i przede wszystkim estetyczne produkty dla zwierząt to dalej rzadkość.

Ania: Same mamy psy. I zależało nam na tym, by te produkty po prostu dobrze wyglądały, ale też dobrze spełniały swoje zadanie. Te akcesoria były długo testowane przez naszcyh pupili!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Materiał, z którego często korzystacie to filc. Skąd bierzecie materiały i kto wykonuje produkty?

Kasia: Same szyjemy prototypy i część zamowień, przy większych projektach korzystamy z pomocy zaprzyjażnionej krawcowej, część prac zlecamy lokalnym rzemieślnikom. Nawet gdy jest to duże zamówienie, każdy element jest precyzyjnie i solidnie wykonany. Drugim materiałem, z którego często korzystamy to drewno i sklejka – lubimy je ze względu na właściwości i szlachetność. Korzystamy z ekologicznego – łatwego do recyklingu filcu o właściwościach niepalnych – to ważne przy projektach dla architektów wnętrz i przestrzeni publicznych.  Mamy dużo zamówień indywidualnych – dobieramy materiały do potrzeb naszych Klientów.

Jak wygląda Wasz przeciętny dzień w pracy? 

Kasia: Lubimy mieć dużo na głowie. Chętnie angażujemy się w różne projekty, więc ciężko o rutynowy dzień. Czasem obmyśłamy razem nowe produkty, często jeździmy na konsultacje do Klientów lub nadzorujemy montaż. Zdaża się, że spędzamy cały dzień w pracowni pracując nad zamówieniem – wtedy zabieramy ze sobą psy i dodatkowo robimy sobie przerwę na spacer z nimi. Nasza praca wiąże się z ciągłym doskonaleniem naszych projektów – często jeździmy do różnych miast w poszukiwniu nowych materiałów i inspiracji. Ostatnio naszym najlepiej sprzedającym się produktem są panele ścienne i zagłówki do łóżek – poświęcamy dużo czasu na dopracowanie technologii i wprowadzamy do sprzedaży nowe wzory. Ania dodatkowo wykłada wzornictwo na uczelni, a ja zajmuję się projektowaniem graficznym głównie dla instytucji kultury – raczej ciężko u nas o nudę.

Jak pracuje Wam się we dwójkę? 

Ania: Świetnie! Minęło parę lat, a my się nie kłócimy. Kiedy dopadają nas jakieś kłopoty, rozmawiamy. Nie jesteśmy tylko koleżankami z pracy, przyjaźnimy się, gdy tylko możemy również po pracy spędzamy czas razem.

 

 

Ania, w tej wspólnej przestrzeni do Ciebie należy kuchnia. Od kiedy tworzysz Jedzenie Jest Piękne?

Ania: Fotografią kulinarną zajmuję się od 2012 roku. Wcześniej pracowałam jako dietetyk w przychodni zajmującej się leczeniem otyłości. Zdjęcia zaczęłam robić na studiach. Wtedy też z moim obecnym mężem zaczęliśmy trochę dla zabawy robić stockowe zdjęcia, które sprzedawaliśmy w internecie. Okazało się, że był to dość dobry sposób na zarobienie pierwszych pieniędzy na sprzęt fotograficzny. Myśleliśmy jakie tematy są obecnie popularne i robiliśmy inscenizowane zdjęcia, często z sobą w roli modeli:) Po studiach przeprowadziliśmy się do Krakowa, każdy rozpoczął pracę w swoim zawodzie, ale ponieważ brakowało nam w życiu robienia czegoś kreatywnego postanowiliśmy zapisać się razem do szkoły fotograficznej. Praca w przychodni była dla mnie mocno wypalająca i po 5 latach postanowiłam się zwolnić. Wtedy na serio zajęłam się fotografią kulinarną, pozostawiając jednocześnie jedzenie w centrum moich działań i uwagi.

Kiedy zaczynałaś, fotografowanie jedzenia nie było tak bardzo popularne jak teraz.

Ania: Tak, to fakt. Pierwsze zlecenia zdobywałam przez znajomych, szefów kuchni. Poczta pantoflowa zrobiła swoje. Ale ostatnie lata to rzeczywiście niesamowity rozkwit tej dziedziny fotografii.

Gdzie fotografowałaś zanim Twoja kuchnia powstała tu?

Ania: Kupując mieszkanie, podstawowym warunkiem była duża, wygodna kuchnia, która pomieści studio. Było to całkiem sensowne rozwiązanie, jednakże trochę denerwował mnie ciągły bałagan, rozstawione lampy, brak miejsca w szafkach. Pomyślałam, że fajnie byłoby mieć w kuchni duży stół i kwiaty i postanowiłam zacząć szukać jakiegoś lokum na studio w swojej okolicy. Wkrótce jak sobie o tym pomyślałam, zobaczyłam na profilu fejsukowym naszej wspólnej znajomej ogłoszenie, że dziewczyny z NIEBA szukają współlokatora do podzielenia najmu pracowni na Szlaku. Tak się poznałyśmy i w sumie od razu przypadłyśmy sobie do gustu. Lokalizacja okazała się genialna – jadę tu 3 minuty rowerem. Obecnie w domu z pracowych rzeczy mam tylko komputer, tam obrabiam zdjęcia i ogarniam robotę papierkową.

Co lubisz fotografować najbardziej?

Ania: Zdecydowanie najbardziej lubię fotografować dania obiadowe i śniadaniowe, mniej ciasta i desery. Jak na ironię fotografuję najwięcej słodkości:) Lubię sesje w pracowni, najbardziej takie z pomocą stylisty, który przyrządza dania. Największą frajdę dają mi sesje do książek kucharskich. Póki co mam ich na koncie trzy, a końcem lipca mam zdjęcia do kolejnej. Lubię robić zdjęcia, na których pojawia się żywy pierwiastek, na przykład człowiek albo zwierzak;)

 Jak wygląda przeciętna sesja?

Ania: Wygląda bardzo różnie. W sesjach w pracowni najczęściej najpierw przyrządzam danie, chyba że korzystam z pomocy stylisty potraw, wówczas on to robi. Ja w międzyczasie aranżuję plan, ustawiam światło. Czasami każdy element jest z góry zaplanowany, dostaję konkretne wytyczne od klienta. Czasem mam wolną rękę. Z reguły sama aranżuję zdjęcia jeśli chodzi o dobór rekwizytów i teł, które grają równie ważną rolę na zdjęciach. Sama zdobywam i dobieram naczynia i poszczególne elementy, dostosowując się do briefu lub wg własnego polotu. Mam niedaleko ulubiony sklep z używaną odzieżą, gdzie mozna też kupić naczynia na wagę. Przytargałam stamtąd mnóstwo skarbów. Czasem znajduję coś w komisach, zdarza się że przywożę rekwizyty z podróży. Dużo sesji robię też poza pracownią, w restauracjach lub u klienta, na przykład w zakładzie produkcyjnym jak piekarnia czy palarnia kawy. Czasem latem zdarzają się sesje plenerowe.

Czy potrawy przygotowujesz też sama?

Ania: Tak, dość często się tak zdarza, choć szczerze mówiąc wolę gdy robi to stylista. Jeśli chodzi o zdjęcia wypieków często pomaga mi mama, która uwielbia piec. W przypadku większych projektów korzystam z pomocy stylisty lub kucharza. Tak było w przypadku zdjęć do książki God Food. Znaczną część potraw przyrządzał Przemek Krupski, część gotowała moja mama.

 

 

Wywiad: Ola Koperda

Zdjęcia: Ania Grudzińska-Sarna – Jedzenie Jest Piękne