Tamara Wojtysiak: Szukaliśmy buszu

Wywiad: Ola Koperda / Zdjęcia: Kasia Ładczuk

 

Dziś jesteśmy we Wrocławiu. W domu z 1932 roku położonym na Grabiszynku, tuż przy parku Grabiszyńskim. Od 4 lat mieszka tu Tamara Wojtysiak z mężem Krzysztofem, córeczką Emiką i psem Baileyem. Tamara jest wrocławianką, jak mówi: „We Wrocławiu mieszkałam do 5 roku życia i wróciłam do niego, mając lat 15. Dzielnicą moich rodziców są Karłowice, ja zamieszkałam przy parku Grabiszyńskim, ponieważ szukaliśmy z mężem miejsca blisko zieleni, skrytego w bocznych uliczkach, a jednak w niedalekiej odległości od centrum, usług i komunikacji miejskiej”. Tamara pracowała w międzynarodowej korporacji, zajmowała się HR-em. Jednak od paru lat prowadzi małą, wrocławską śniadaniownię W kontakcie.

Jak to się stało, że zdecydowałaś się stworzyć swoją kawiarnię? 

Tamara: Od kilku lat bardzo chciałam mieć swoje miejsce we Wrocławiu. Kocham jeść i uwielbiam gotować, a potrzeba zrealizowania tego marzenia rosła we mnie organicznie, aż osiągnęła takie rozmiary, że nie mogłam dłużej powstrzymywać się od realizacji. Zresztą długo się do tego przygotowywałam, inwestując w swój kulinarny rozwój. Bardzo wspierał mnie w tym mój partner, który wierzył w moje marzenie. Uważam, że wspólne jedzenie zbliża i łączy, jest też elementem bardzo ważnego dbania o swój dobrostan – zarówno fizyczny, jak i psychiczny. W kontakcie prowadzę razem z moim wspaniałym zespołem, łączy nas miłość do jedzenia. Kocham to miejsce całym sercem i uwielbiam w nim przebywać. Cieszę się, że wpływam na rozwój gastronomiczny Wrocławia, promuję lokalne produkty i współpracuję z wytwórcami. Sądzę, że są to elementy niezbędne do poczucia satysfakcji z tego, co się robi, ponieważ praca w gastronomii jest ciężką, fizyczną pracą, podlegającą nieustannej ocenie i wymagającą stałego rozwoju.

 

 

 

 

Jak znaleźliście wasz dom?

Tamara: Szukaliśmy buszu (śmiech). Dojrzałego ogrodu, starych jabłoni i ciekawego domu, w który można byłoby tchnąć nowe życie. Mąż szukał dla nas starego domu do remontu, lokalizowaliśmy je na mapach Google i ocenialiśmy rozmiar ogrodu. Znaleźliśmy jeden wyglądający jak zostawiony samopas kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt lat temu. Trudno było dostrzec bryłę budynku. 

Znaleźliście dom. Jak wyglądał, co trzeba było w nim zrobić?

Tamara: To stary, poniemiecki dom. Miał przepiękny, urokliwy ogród zimowy, szerokie drewniane schody w środku, podłogę w jodełkę, ciekawy taras z wrośniętymi w niego starymi bukszpanami, piękne okiennice i front porośnięty gęstym bluszczem. Był zaniedbany i nadawał się do generalnego remontu. Rozbudowany dom ma około 200 m2, łącznie z odrestaurowanym strychem, z którego rozpościera się piękny widok na Wrocław i park. Jest też ciepła, sucha i jasna piwnica, w której nie trzeba się niczego bać (śmiech).

 

 

 

 

 

 

 

Jaki był pomysł na układ funkcjonalny?

Tamara: Zanim rozpoczęliśmy remont domu, żyliśmy w nim jakiś czas, żeby móc ocenić jego funkcjonalność, poznać, które przestrzenie są naszymi ulubionymi i dlaczego. Staraliśmy się zachować wiele oryginalnych elementów, choć czasem było to trudne. Renowacja potrafi być bardzo kosztowna, bywa też niepraktyczna – ostatecznie nie daje takiego komfortu jak zmiana czegoś na nowe, tak było np. z ogrzewaniem i rezygnacją z przepięknych kaloryferów na rzecz bardzo zresztą przyjemnego w użytkowaniu ogrzewania podłogowego. Dolną przestrzeń domu otworzyliśmy, wydłużając salon w stronę ogrodu i wstawiając bardzo duże przeszklenie, by mieć wrażenie, że ogród wchodzi do środka. Pozostałe części domu są praktycznie niezmienione, co potwierdza, że ktoś, kto wykonał projekt tego budynku, również szukał otwartych, jasnych, przyjemnych przestrzeni. Ważne były dla nas: funkcjonalna piwnica z pralnią i spiżarnia, możliwość zachowania starych, szerokich schodów, otwarcie na ogród i połączenie go z wnętrzem (latem rozsuwamy przeszkloną ścianę i taras staje się częścią salonu), duża otwarta kuchnia, biuro do pracy, ciepłe sypialnie oraz garderoba. Z uwagi na zakres prac musieliśmy uzyskać zgodę na budowę, a o przelanie naszych pomysłów i marzeń na papier poprosiliśmy architektów.

Opowiedz coś o wnętrzu.

Tamara: Ten dom to przeciwieństwo naszych poprzednich mieszkań. Kocham eklektyzm – nadaje przestrzeni ciepła i osobowości. Kuchnia jest mało zabudowana, wiele rzeczy trzymamy na wierzchu. Meble w domu to przedmioty, które już mieliśmy, przeplatane z Ikeą i perełkami wyszukiwanymi na olx. Postawiliśmy na prawdziwe, miłe w dotyku drewno, tkaniny o przyjemnych fakturach, ważne drobiazgi z podróży, a kolorystycznie na granat i biel oraz na mnóstwo roślin, które traktujemy równie poważnie jak inne elementy domu. Moim ulubionym miejscem jest oranżeria, dziś nazywamy ją pokojem kawowym. Mam tam mały salonik z minimalistyczną sofą, na której piję kawę. To jedyne miejsce, gdzie z jednej strony można obserwować przechodniów, z drugiej patrzeć na ogród i mieć blisko do kuchni. Bardzo lubię też naszą łazienkę – jej okno latem wypełniają bujne gałęzie fioletowej śliwy.

 

 

 

 

 

A co zrobiliście z ogrodem?

Tamara: Ogród musiał przejść metamorfozę, zostawiliśmy zdrowe, dojrzałe drzewa, część udało przywrócić się do życia – np. starą jabłoń, która, gdy kwitnie, wypełnia całe okno oranżerii. Wyjątkowe miejsce zajmuje bukszpan; może mieć ok. 50 lat i jest wkomponowany w taras, podobnie jak wielka sosna. Niestety duża część krzewów była zabiedzona, uległa degradacji w wyniku poszukiwania słońca i wody. Zastąpiliśmy je nowymi, rozłożystymi krzewami rododendronów, posadziliśmy trochę nowych drzew jak klon japoński czy bambusy.

Jak odpoczywasz w domu?

Tamara: Odpoczywanie w domu jest dla mnie trudne! To z pewnością obszar do usprawnienia. Najczęściej odpoczywam, pijąc kawę w oranżerii lub przesiadując w ogrodzie. Gdy jest ciepło, rozsuwam wielkie okna i siadam na ogrodowej sofie lub schodach tarasu i słucham ptaków, patrząc w obłoki.