Vienio: Jeśli mam coś kupować, to na pewno nie drogie zegarki, samochody czy dresy Gucci w Vitkacu

Vienio:

Jeśli mam coś kupować, to na pewno nie drogie zegarki, samochody czy dresy Gucci w Vitkacu

Autor: Aleksandra Koperda
Zdjęcia: Ład Studio
Data: 25.01.2024

Warszawa, Dolny Mokotów, budynek z lat 50., klatka schodowa z akcentami w fantazyjnym fiolecie. Kolor przechodzi do mieszkania. Błękit, żółć, pomarańcz, zieleń. W tym wielobarwnym wnętrzu odwiedzamy Vienia, czyli Piotra Więcławskiego. Powiedzieć o nim, że to polski raper, to zdecydowanie za mało, bo z roku na rok robi coraz więcej. Zaczął od współtworzenia grupy Molesta, był DJ-em, wokalistą, autorem tekstów, dziennikarzem radiowym, prowadzącym programy telewizyjne, aktorem, autorem książki Brzuchomówcy, twórcą kolaży. A w planach ma dużo więcej, bo – jak mówi – jedno działanie nakręca go do drugiego. Wbrew stereotypowemu myśleniu o raperach, sam od posiadania auta, na które będzie sikał pies, i złotego łańcucha woli sobie kupić coś do domu. 

Spotykamy się z rana, po wizycie Vienia na siłowni. Kiedy rozmawiamy, robi sobie śniadanie, my dostajemy ogromne kubki herbaty, a na odchodne jogurty w glinianych naczynkach, które jak mówi Vienio możemy później wykorzystać na różne sposoby, np. robiąc w nich brownie.

Od kiedy tu mieszkasz?

Wprowadziłem się w 2022 roku. Udało mi się, bo facet, który sprzedawał mieszkanie, wcześniej je wyremontował. Dla mnie wspaniałe było to, że wchodzę do czystego, pachnącego mieszkania. Oczywiście wisiały kable, nie było lamp i tak dalej, ale wiesz, wchodzisz do mieszkania, w którym jest jasno, są czyste ściany, jest wycyklinowana podłoga. W projekcie pomagała mi znajoma – Zuza Morawska ze studia Metraż. 

Jakie miało być to wnętrze?

Od razu zaznaczyłem, że lubię otwarte przestrzenie i kolory. Dla mnie nie ma czegoś takiego, jak stonowane mieszkanie, gdzie wszystko jest w kolorze écru. Suszone kwiaty, stolik, dywan, wszystko w écru. Ja lubię mocne akcenty kolorystyczne tak jak np. ten koc meksykański. Po prostu daje mi to wyobrażenie na temat natury, kwiatów, lata, słońca, ptaków, owadów i tak dalej. Od razu mam przed oczami cały ten świat. Moim zdaniem życie jest wtedy ciekawsze i bardziej inspirujące, no bo zobaczmy za okno: jaka jest paleta barw polskiego kraju zimą.

Wcześniej były tu dwa pokoje z kuchnią. Zamieniliśmy je na przestrzeń dzienną i sypialnię. Najważniejsza była dla mnie kuchnia, jej ustawienie i funkcjonalność. Zabudowa ma ciekawy kształt, w salonie są tylko dolne szafki, natomiast lodówkę i piekarnik schowaliśmy za rogiem w żółtych szafkach. Na sufit dorzuciliśmy wymyślone przeze mnie niebieskie pasy.

A jak wyglądał twój pokój, kiedy dorastałeś?

To były czasy, kiedy nie korzystało się z usług projektantów. Miało się jakieś pomysły, podpatrywało się coś w gazetach. Mój tata miał świra na punkcie szwedzkich magazynów. Zawsze chciał zbudować dom. Mieszkaliśmy na Ursynowie, no i trzeba powiedzieć, że mieliśmy fajnie, bo jako czteroosobowa rodzina mieliśmy cztery pokoje. Mój pokój był cały wyłożony boazerią. No ale ten materiał był dosyć wdzięczny, zawsze pachniało drewnem. Do tego dwa biureczka, dwa łóżka, po lewej i prawej, jakiś dywan na środku. Do pewnego momentu mieszkaliśmy z bratem osobno, ale potem mój tata zaczął gromadzić bardzo dużo materiałów, z których jak sobie wyobrażał, zbuduje dom. Więc jeden pokój zawalił jakimiś gadżetami. Posprzątał to w końcu po awanturach z mamą, że dzieci nie mają jak lekcji odrabiać. No i pamiętam, że w tym pokoju tata mi zrobił taką dekorację na ścianie. Niby pruską kratkę z dębowych listewek, taką, jaką stosowano na zabudowaniach na Warmii i Mazurach. Potem znalazłem w jakiejś księgarni winyle. Zobaczyłem jeden, w środku była kolorowa wkładka. I pomyślałem: a gdyby kupić 100 takich winyli i 100 takich karteczek powiesić obok siebie? I tak zrobiłem. Kupiłem te 100 winyli, oczywiście, żeby je zabrać do domu, to była tragedia, więc zostawiłem je na przystanku. Wyjąłem te 100 kartek i poszedłem do domu. Oczywiście potem doszły już winyle i gramofony. Na biurku zamiast miejsca do odrabiania lekcji miałem gramofon i mikser. 

Pamiętasz, kto pierwszy powiedział do ciebie Vienio?

Miałem takiego kumpla Tomka, do którego pojechałem kupić właśnie gramofon. To był rok 1996. I on tak jakoś zaczął mówić: Więcławski, Wenno, Vienio. Jakoś tak się to urodziło w sekundę. I to się przyjęło. A tamten gramofon mam do dziś, stoi na tej niskiej komodzie.

W ostatnich latach robisz mnóstwo różnych rzeczy jednocześnie. Między innymi intensywnie gotujesz, o jedzeniu piszesz i mówisz. Kiedy stwierdziłeś, że to też może być coś, czym będziesz się zajmować zawodowo?

To jest bardzo prosta sytuacja. Kiedy miałem 14 lat, moja mama wyjechała. Miałem za zadanie gotować dla brata i taty. Na początku nie byłem za bardzo zadowolony, ale potem się okazało, że jakoś mi to szło. Mama zostawiła mi zeszycik z przepisami. Nauczyłem się gotować. Po jakimś czasie wymyśliłem patent, że ze stówy, którą dostawałem od taty, kupowałem towaru za 80 złotych, a 20 przytulałem. Więc w sumie cieszyłem się, że można jednego dnia nasmażyć 12 kotletów, ziemniaki, ryż, kapustę kiszoną czy buraczki i to jest zrobione na kilka dni i do widzenia, a przy okazji mam zaskórniaki.

Kiedy rozpoczęła się twoja kariera muzyczna, kulinaria poszły na bok. 

Porzuciłem to absolutnie. Ale w momencie, kiedy się okazało, że świat kulinarny się zmienił, szefowie kuchni zaczęli być celebrytami, pojawiły się programy kulinarne, wtedy się ujawniłem, zrobiłem swój kulinarny coming out. Zaczęły się gościnne występy w restauracjach, robiłem filmiki dla Kukbuka, poszedłem do Top Chefa, miałem swoje programy w Kuchni Plus, napisałem książkę Brzuchomówcy i tak dalej. Teraz gotuję w domu, pokazuję to na Instagramie. To mnie nie ogranicza, nikt mi nic nie pacykuje, nie mówi, że mam założyć niebieską koszulkę. Mogę sobie mówić, co chcę. I ta wolność mnie bardziej przekonuje. Pracuję też nad drugą książką. 

Co lubisz jeść? Co lubisz ugotować, jak jesteś w domu?

Teraz mam ograniczenia związane z dietą, ale no, jem cały świat. Lubię sobie zrobić meksykańskie, azjatyckie, tajskie, wietnamskie. Kupuję wtedy produkty na Bakalarskiej. Lubię i leczo węgierskie, i włoską kuchnię, w polskiej kuchni siedzę na maksa. Jestem zupiarzem. Szczawiowa, pomidorowa, grochowa, ogórkowa, zupy polskie, jarzynowa – to są rzeczy, które są dla mnie ważne. I to jest tak, że budzę się rano i coś za mną chodzi. No, i muszę to zjeść. W lodówce mam miliard różnych sosików, sosideł. Gulaszowa pasta węgierska, meksykański sos barbecue, kwas buraczany, sok z kiszonych pomidorów, kolekcja musztard, rzepa libańska. Wczoraj robiłem takiego ogóreczka po koreańsku.

Mama, babcia gotowały tak, że wszystko ładnie wyglądało na talerzu. Była ładna zastawa. I to na człowieka przełazi. Że też by chciał, żeby u niego na talerzu wyglądało. Lubię ceramikę, zbieram fajne miski. To zawsze są takie miłe rzeczy, że do każdego dania można mieć inne naczynie. Do marokańskiego tagine, do włoskiego talerz z szerokim rondem.

Zacząłeś mówić o przedmiotach. To powiedz, co trafiło do tego wnętrza?

Drewniana witryna została tu po poprzednim właścicielu mieszkania. Bardzo mi się spodobała. Była integralnym elementem wnętrza. Nie wyobrażałem sobie, żeby jej tu nie było. Została więc sprzedana razem z mieszkaniem. Stwierdziłem, że może być tu parę takich elementów, które będą korespondowały z tymi nowoczesnymi. Dokupiłem stół, kilka krzeseł. Etażerka z przedpokoju trafiła tu z wystawki. Coś nowego pojawia się w tym wnętrzu od czasu do czasu. Wazon znalazłem w taniej odzieży, czasem trafi tu coś ze śmietnika. 

To rzeczy z różnych okresów mojego życia, które się same pozbierały. Byłem trochę jak mój ojciec. Najpierw zbierałem, żeby potem wyeksponować wszystko w jednym miejscu. Jest tu między innymi Piotr Młodożeniec, prace Piotra Andziaka, którego talent przytemperowali zomowcy, obraz Szymona Ziarka. Nad konsolą wisi obraz Ilony Blaut. Są tu i moje kolaże. Zacząłem je robić jakoś 2,5 roku temu. Jeden z nich był pierwowzorem do zaprojektowanego przeze mnie drewnianego totemu. Niedługo powstanie coś nowego. 

To są najlepsze prezenty dla siebie samego. Jeśli mam coś kupować, to na pewno nie drogie zegarki, samochody czy dresy Gucci w Vitkacu. Zupełnie mnie to nie interesuje. Wolę stworzyć sobie rzeźbę albo kupić coś do domu. Kiedy pojawia się dom, kiedy ma się swoje miejsce, człowiek zaczyna otaczać się przedmiotami, które coś dla niego znaczą. Ale staram się nie gromadzić za dużo, nie trzymać tego, czego nie używam. Przy każdej wcześniejszej przeprowadzce oddawałem część rzeczy, szczególnie ubrań, potrzebującym.