Wojtek Jama: Moja przygoda ze sztuką komiksu trwa

Witryna pełna figurek komiksowych postaci, regały z przedmiotami wykonanymi z bakelitu, pokój z setkami komiksów. To i znacznie więcej zobaczyliśmy w rzeszowskim domu Wojciecha Jamy. Wojtek kolekcjonuje od lat, od lat działa również na rzecz polskiej kultury. Był pomysłodawcą utworzenia samorządowego Muzeum Dobranocek w Rzeszowie (na rzecz miasta przekazał ponad 2000 obiektów ze swoich zbiorów), współtwórcą wystawy „Teraz Komiks! Comics Now!” w Muzeum Narodowym w Krakowie oraz Fundacji Muzeum Komiksu, uhonorowany został odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej”, nagrodą im. Papcia Chmiela „Doktorat humoris causa” za zasługi dla polskiego komiksu oraz im. Janusza Christy „Złoty Puchar” za szczególne osiągnięcia na polu popularyzacji komiksu.

Zbierałeś od małego?

Zbierałem. Zapewne podobne rzeczy jak inne dzieci w tamtych czasach. Kapsle, znaczki, monety, żołnierzyki, obrazki z gum Kaczor Donald. Gdy ludzie dorastają, najczęściej poważnieją i pozbywają się swoich zbiorów. U mnie chęć zbierania pozostała. Pasja kolekcjonerska rozwijała się samoistnie. Zaczęło się od młodzieńczych zbiorów, a z biegiem lat zakres przedmiotów, które mnie interesowały, powiększał się. Dziś unikam już raczej wchodzenia na aukcje, celowego szukania przedmiotów. Zmusił mnie do tego brak miejsca na ich przechowywanie.

Czy komiksy też zacząłeś zbierać już w dzieciństwie? I czy pamiętasz pierwszy przeczytany komiks?

Tak, zdecydowanie początków mojej fascynacji komiksem należy szukać w dzieciństwie i lekturach z tamtych czasów. A więc… czasopisma – „Miś” i komiks „Gapiszon” oraz Świerszczyk” i „Gucio i Cezar”, oba autorstwa Bohdana Butenki. I to od twórczości Butenki zaczęła się moja przygoda ze sztuką komiksu, która trwa do dzisiaj. Z późniejszych lat pamiętam niedzielne wyprawy pod krakowską Halę Targową w poszukiwaniu ciekawych egzemplarzy. 

 

To właśnie w Krakowie dorastałeś?

Tam się urodziłem i mieszkałem do trzeciego roku życia. Ojciec był żołnierzem zawodowym, saperem, służył w VI Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej (Czerwone Berety), dlatego ze względu na jego pracę przeprowadziliśmy się do Oświęcimia, by po latach znów wrócić do Krakowa, w którym to później urodził się i mój syn.

 

Czym zajmowałeś się zawodowo?

Z wykształcenia jestem mechanikiem automatyki przemysłowej i urządzeń precyzyjnych. W latach 80. przez pół roku pracowałem jako serwisant NRD-owskich maszyn liczących Ascota, później zatrudniłem się w Krakowskim Przedsiębiorstwie Instalacji Sanitarnych, co pozwoliło mi na wyjazd zagraniczny, który w tamtych czasach był rarytasem. Zostałem wysłany do radomskiej odlewni, gdzie produkowano m.in. żeberka do kaloryferów. Była to parszywa praca, jednak aby skusić chętnych, po przepracowaniu sześciu miesięcy dawała możliwość wyjazdu na robotę eksportową. Trzeba było się decydować na to, co przywiał wiatr. Można było wylądować w Iraku, Rumunii, Libii. Ja trafiłem na Węgry. Tam poznałem przyszłą żonę, która pracowała jako tłumacz. Do Polski wróciliśmy już razem. 

 Dziedzicznie obciążony jestem zamiłowaniem do sportów lotniczych. Ojciec skakał ze spadochronem, ciotka latała na szybowcach, dlatego wcześniej niemal nie zostałem pilotem wojskowym. Dostałem się na kierunek pilotaż samolotów odrzutowych Wyższej Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie. Wziąłem udział w wakacyjnym zgrupowaniu lotniczym w Krośnie i rozpocząłem szkolenie. Wylatałem 29 godzin. Jednak po kilku miesiącach w wojsku, kiedy ogłoszony został stan wojenny, zrezygnowałem z tych planów i półtora roku dosłużyłem w zasadniczej służbie. Później imałem się różnych zawodów, pracowałem nawet u ogrodnika. Ostatecznie zawodowo zająłem się pracą w policji, w oddziale kryminalnym, a następnie ds. nieletnich. Od 17 lat jestem na emeryturze. 

Jakie rodzaje przedmiotów znajdują się w twoich zbiorach obecnie?

Różnego rodzaju przedmioty z bakelitu, takie jak latarki, opakowania na kosmetyki, lupy, zestawy do golenia, popielniczki, aparaty telefoniczne, komiksy, ale też obiekty z nimi związane, np. figurki z komiksów frankofońskich Asterix”, Lucky Luke”, książki traktujące o historii i teorii komiksu (aktualnie podarowane Fundacji Muzeum Komiksu), obiekty związane z polskimi dobranockami, takie jak oryginalne figurki np. z filmu Miś Uszatek” czy Miś Coralgol”.

Część moich zbiorów dobranockowych to tzw. fanarty, czyli gadżety związane z bajkami z czasów, gdy w Polsce nie było tego typu produkcji. Zazwyczaj tworzone amatorsko przez rodziców, ale też produkowane przez spółdzielnie inwalidzkie. Obrazki, wyklejanki, plecionki. Wspólnie z żoną kolekcjonujemy pociągacze klozetowe oraz opryskiwacze ogrodowe, które żona – z zawodu ogrodnik – podarowała pewnemu arboretum.

 

Główną część kolekcji stanowi jednak komiks i wszystko, co wokół niego. Od lat dążysz do tego, by w Krakowie utworzyć muzeum komiksu. Są już podwaliny – Fundacja Muzeum Komiksu, którą współtworzysz z Tomkiem Trzaskalikiem i Arturem Wabikiem. To w jej siedzibie znajduje się twój zbiór książek. A co związanego z komiksem nadal znajduje się w twoim domu?

Jeśli chodzi o komiks, można powiedzieć, że kolekcjonuję temat totalnie. Dla mnie komiks to nie tylko ten w wersji drukowanej, ale i wszystkie jego okolice”. Zbieram gadżety okołokomiksowe, np. znaczki pocztowe, monety, zabawki, opakowania po artykułach spożywczych z nim związane. Mam w zbiorach m.in. opakowanie po gumie balonowej Bolek i Lolek, mydełka Jacek i Agatka, czekoladki, na których są historie obrazkowe z klasycznymi bajkami. Temat bardzo obszerny, zdecydowanie na osobną, długą opowieść.

 

Są też same komiksy. Ile mniej więcej ich jest i co znajduje się w tym zbiorze?

Kilka tysięcy, ale nigdy ich nie inwentaryzowałem. Choć może nie do końca, gdyż mój syn Tomek stworzył stronę KomiksBaza.pl, na której zamieściłem na razie 2335 wydań komiksów ze swoich zbiorów i chwilowo na tym stanęło, gdyż brakuje czasu, a jest to dopiero część większej całości. Zbieram komiksy polskie i zagraniczne oraz oryginalne plansze. Kolekcjonowanie tych ostatnich zaczęło się od tych podarowanych mi przez autorów prac. Oryginalne plansze dostałem m.in. od Henryka Jerzego Chmielewskiego i Tadeusza Baranowskiego, rysowników, których komiksy czytałem w młodości. Z czasem dochodziły kolejne nabytki, prace Janusza Christy, Mieczysława Wiśniewskiego, Szarloty Pawel i wielu, wielu innych. Lista nazwisk to kilkadziesiąt pozycji. W zbiorach mam unikatowe komiksy dziewiętnastowieczne i z okresu 20-lecia międzywojennego, m.in. Pat i Patachon”.

 

Czy można określić, kiedy zaczyna się historia komiksu?

O to, kto był pierwszy, spierają się Amerykanie i Francuzi. Unikam datowania, gdyż opowiadanie obrazem od zawsze towarzyszyło ludzkości i ciągle ewoluuje. Historie obrazkowe z tekstem pod rysunkami, komiksy z dymkami, historie opowiadające czasami samym obrazem bez tekstu. Komiks ma wiele postaci. Uznaje się, że prekursorem był szwajcar Rudolf Töpffer, który w 1827 narysował „Historyjki pana Staroleśnego”, ale również niemiec Wilhelm Busch, francuz Georges Colomb (pseud. Christophe). Formą prakomiksu jest tkanina z Bayeux czy jeszcze starsza rzymska kolumna Trajana. Pierwsze historie z dymkiem w Polsce rysował Marian Walentynowicz w dodatku dla dzieci Moja Gazetka” w latach 30., ale same historie obrazkowe jeszcze bez dymków pojawiały się dużo wcześniej. Dla chętnych do zgłębiania historii komiksu są już solidne opracowania uznanych badaczy jak Adam Rusek czy Paweł Chmielewski.