Wojtek Polok:
To mieszkanie w budownictwie z PRL-u z wszystkimi tego plusami i minusami
Katowickie mieszkanie w jednym z bloków z widokiem na Spodek. Przed wyburzeniem ścian miało 53 m2, dziś nieco więcej. Wnętrze razem z właścicielem Wojtkiem Polokiem zaprojektował architekt Grzegorz Layer. To dość minimalistyczna, otwarta przestrzeń (drzwiami oddzielona jest jedynie łazienka) z charakterystycznymi betonowymi ścianami i paroma mocnymi kolorami.
Jak tu trafiłeś?
Jestem ze Śląska, urodziłem się w Pszczynie. Studiowałem inżynierię produkcji na krakowskiej AGH, a do Katowic przeniosłem się siedem lat temu z powodu pracy. Pracuję jako manager nowych uruchomień w branży motoryzacyjnej. Zajmuję się wdrażaniem do produkcji nowych produktów w fabryce na Śląsku. Produkujemy konstrukcję metalową foteli samochodowych. Takie projekty to na ogół dwa, trzy lata pracy od podstaw i rozwiązywania problemów inżynieryjnych, ludzkich i politycznych wewnątrz dużej, międzynarodowej organizacji. Ostatecznie oglądanie takich przedsięwzięć spełniających początkowe założenia daje bardzo dużo satysfakcji.
Przed tym, jak zamieszkałem tu, wynajmowałem przez kilka lat kawalerkę 200 m w linii prostej od obecnego mieszkania. Ta okolica ma dużo uroku, są tutaj modernistyczne akcenty i sporo architektury socrealistycznej z lat 50., 60. i 70. XX wieku. Klasycznie dla tamtego okresu jest przy tym dużo zieleni i zaskakująco dużo spokoju jak na dzielnicę położoną niemal w centrum Katowic. W działa tu offowe Kino „Kosmos”, które leży na uroczym placu Grunwaldzkim, jest fajna oferta gastronomiczna i kilka inicjatyw społeczno-kulturalnych.
Obszar poszukiwań nowego lokum zawęziłem do najbliższej okolicy; wiedziałem, że chcę zostać w miejscu, gdzie już mieszkałem, zatem będzie to mieszkanie w budownictwie z PRL-u z wszystkimi tego plusami i minusami.
Budynek, w którym jesteśmy, pochodzi z końcówki lat 60., na pewno stał już w czasie, kiedy Spodek był jeszcze w budowie – tyle udało mi się ustalić na podstawie historycznych fotografii okolicy.
Na podstawie dokumentów, które były w mieszkaniu, wiem mniej więcej, jaka była jego historia. Prawdopodobnie od początku mieszkało tutaj jedno małżeństwo lekarzy. Udało mi się ustalić też, że mieli syna, który również został lekarzem i wyemigrował do Anglii.
Zanim kupiłem to mieszkanie, nie było remontowane przez długi czas. Były tu stare meble, w tym piękna meblościanka i biurko ze lśniącym fornirem, poszarzały parkiet z luźnymi klepkami, nierówne ściany z wieloma warstwami farb. Miało nietypowy układ, z salonem, który był przechodni i malutkim, wąskim i ciemnym korytarzem wyłożonym linoleum, z którego wyjście prowadziło tylko do salonu i sypialni. W tym niestandardowym układzie było coś przyciągającego uwagę i dającego mi do myślenia, że można tę nietypowość przekuć w coś fajnego. Ogromną zaletą jest położenie i piękne widoki roztaczające się z okien. Widać stąd najważniejsze budynki w Katowicach, a przy dobrych warunkach można obserwować Pilsko i inne szczyty w Beskidach.
Jakie wnętrze ci się marzyło? Jakie były projektowe założenia?
Na bazę wybrałem biel i czerń z mocniejszymi dodatkami, chciałem też zostawić oryginalny parkiet. Zależało mi na tym, by w jakiejś formie pojawił się tu beton i tak na niektórych ścianach odkryliśmy oryginalne płyty konstrukcyjne. Ściągnięta została farba, tynk oraz mleczko betonowe, czyli to, co pojawia się na powierzchni w procesie stygnięcia betonu. Mieszkanie było remontowane przez fachowców, nikt jednak nie chciał podjąć się czyszczenia tych ścian. Te prace wykonywałem przez niemal tydzień drucianymi szczotkami. Zapylenie mieszkania było wtedy takie, że nie było za wiele widać. Jestem bardzo zadowolony z efektu, myślę, że to najbardziej uderzający wizualnie element wnętrza. To niejako definiuje też założenia odnośnie do tego mieszkania – jest to dosłownie surowa „wielka płyta”.
Część pomysłów na wnętrze była moja, część Grzegorza. Wszystko zostało spięte w całość jednak pod jego kuratelą. Były pewne wytyczne. Wiedziałem, że jesteśmy w budynku z wielkiej płyty, są dla tego typu budownictwa pewne charakterystyczne elementy i nie zrobimy z tego mieszkania kamienicy z wysokimi wnętrzami. Chodziło też o to, że możemy się w pewien sposób odnieść do okresu, w którym mieszkanie powstało, robiąc jednak coś bardzo współczesnego. Grzegorz przygotował wszystkie funkcjonalne rozwiązania i zaproponował większość elementów wystroju wnętrza. W projekcie zakładaliśmy, że sypialnia i pomieszczenie, w którym mam między innymi garderobę, oddzielimy przesuwnymi drzwiami, ale okazało się, że nie ma takiej konieczności; wolę, kiedy przestrzeń jest otwarta. Przedpokój jest oddzielony od reszty tylko wizualnie – kaflami na podłodze.
Sypialnia miała być bardzo prosta, chciałem, by było w niej tylko łóżko i szafki nocne i tak właśnie jest. W mieszkaniu oprócz bazy w postaci stonowanej palety barw, miały znaleźć się pojedyncze, mocne akcenty kolorystyczne. Jest tu niebieska kanapa czy lampy odwołujące się do przemysłowej estetyki. Wnętrze łazienki widziałem w kolorze zielonym, Grzesiek zaproponował ciekawe minimalistyczne kafelki nadające dynamiki. Po oczyszczeniu parapetów okazało się, że są oryginalne – z lastryko. Co było świetnym zbiegiem okoliczności, bo jednym z elementów, jakie chciałem mieć w mieszkaniu, były kafle z tego materiału, mocno odwołujące się do klatek schodowych w budownictwie tych lat. Aby otworzyć wizualnie niedużą przestrzeń mieszkania, zostały wyburzone wszystkie ściany działowe i część ściany nośnej oddzielająca przedpokój od salonu, a każde z pomieszczeń ma sporych rozmiarów lustro. Przedpokój jest doświetlony dzięki małej ściance z luksferów.
Opowiedz o paru meblach, dodatkach.
Większość mebli w mieszkaniu to zabudowa na zamówienie. Czerwone krzesło w salonie i kuchenny stół to Ikea. Krzesła zostały po poprzednim właścicielu mieszkania. Oświetlenie to miks polskich i włoskich rozwiązań, mocno minimalistycznych i w nurcie przemysłowym. Kanapa i stolik kawowy to projekty Noti. Nad łóżkiem wiszą zdjęcia Mateusza Hajmana. Od dziecka interesowałem się kosmosem, dlatego na nocnej szafce stanęła rakieta z klocków LEGO. W mieszkaniu jest sporo roślin, a monstera w salonie pochodzi z domu mojej babci.
Bibelotów jest tu mało. Jednak w oczy rzucają się dwie rzeczy: obecność sprzętu rowerowego i muzycznego. Zgaduję, że to twoje pasje.
Jestem bałaganiarzem, więc bezpieczniej dla mnie, kiedy większość rzeczy jest pochowana. Od czasów liceum mocno interesowałem się muzyką, pociągały mnie ekstremalne formy muzyczne, jak ciężkie metalowe odmiany, połamane elektroniczne formy i jazz. Po studiach z eksperymentalnych i ciężkich klimatów bardziej zaczęły mnie pociągać niszowe klubowe gatunki. Dnb, idm, electro, techno, house, etc. Co jakiś czas zmienia się to, czego akurat najczęściej słucham, ale nie przestaję eksplorować. Muzyka była od zawsze istotną częścią mojego życia, dużo czasu poświęcałem na szukanie nowych kawałków i wykonawców. Od kilku lat nagrywam w domu sety dla własnej przyjemności, a od dwóch lat można mnie posłuchać w kilku miejscach w Katowicach. Podstawą moich poszukiwań zawsze było Discogs, największy online’owy katalog muzyczny. Z godzin poświęconych na poszukiwania, w którymś momencie zdecydowałem się także na kolekcjonowanie winyli, a krótko po tym zacząłem rozkręcać Tłocznię – sklep online z winylami. Chwilę po tym zainteresowałem się syntezą dźwięku, produkcją muzyki i sprzętem służącym do tworzenia muzyki elektronicznej. W związku z rozwojem moich zainteresowań w tym kierunku, w pomieszczeniu, które kiedyś było garderobą, znajduje się amatorskie studio muzyczne.
Tworzenie i eksplorowanie muzyki jest bardzo angażujące emocjonalnie i mentalnie, a pracę mam raczej siedzącą i często zmagam się z nieoczekiwanymi problemami. Szukałem więc czegoś, co pozwoli mi uzyskać balans w życiu, mentalnie i fizycznie. Trzy lata temu zacząłem sporo jeździć na rowerze. Początkowo było to wypady eksploracyjne po najbliższej okolicy. Z miejskich okolic zacząłem zapuszczać się coraz dalej w śląskie miasteczka, lasy i wsie, sporo jeżdżę też po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej i Beskidzie Śląskim. W tym roku zaliczyłem swój pierwszy kilkudniowy wypad rowerowy. We wrześniu pojechałem z Katowic do Ustrzyk Górnych przez Beskid Niski. Takie wypady to okazja na wyciszenie, oczyszczenie umysłu. Niosą ze sobą mocno medytacyjny aspekt, który pozwala mi się oddalić od stresu z pracy czy wydobyć nowe pomysły muzyczne. Lubię też wypady ze znajomymi, mniej jest wtedy medytacji i skupienia na samej fizycznej czynności jazdy, mniej skupiam się na przyrodzie i otoczeniu, ale to te wyprawy z przyjaciółmi najbardziej zostają w pamięci.