Malwina Borowiec – Zakochałam się w Mokotowie

Warszawa. Mokotów. Trafiamy do Malwiny Borowiec. Mieszkanie jest bardzo jasne, prosto urządzone i jest w nim tak niewiele przedmiotów, że nie mogę się nadziwić.

Skąd pochodzisz?

Malwina: Pochodzę z Tarnowa, studiowałam w Krakowie, mieszkałam w Amsterdamie, z którym chyba najtrudniej było mi się rozstać. W Warszawie mieszkam od pięciu lat i czuję, że to jest moje miejsce. Podoba mi się tutejsza złożoność architektoniczna, duża ilość terenów zielonych i przestronność arterii i placów. Lubię poznawać miejsca przez pryzmat mieszkańca. Zawsze jakaś część danego miasta zostaje we mnie i próbuję ją odnaleźć w kolejnym miejscu, do którego się przenoszę.

Studiowałaś architekturę.

Malwina: Tak, architektura wydawała mi się idealnym połączeniem sztuki i nauk ścisłych oraz sposobem na lepsze zrozumienie świata zbudowanego przez człowieka. Spodobała mi się wizja tworzenia przestrzeni i miejsc, które mogą wpłynąć na jakość życia innych. Czas studiów w znacznym stopniu ukształtował mój gust i postrzeganie otoczenia, nauczyłam się zwracać uwagę na detale, wręcz do przesady. Z każdego wyjazdu przywożę ze sobą niezliczoną ilość zdjęć posadzki lub balustrad, czym dosłownie zanudzam rodzinę i znajomych!

Czym zajmujesz się teraz?

Malwina: Razem z Karoliną Chodur tworzymy zespół projektowy Pigalopus i zajmujemy się projektowaniem przestrzeni publicznej, małej architektury, ekspozycji wystaw, wnętrz komercyjnych i prywatnych, a także projektowaniem graficznym. Nie chcemy skupiać się wyłącznie na jednej dziedzinie, według nas są to dopełniające się sfery projektowe. Już na studiach odkryłyśmy, że mamy podobny zmysł architektoniczny i estetyczny. Po studiach zdobywałyśmy doświadczenie w większych biurach architektonicznych i graficznych, co nauczyło nas pracy w zespole. A w międzyczasie realizowałyśmy wiele projektów razem, co z kolei pozwoliło ukształtować wspólny styl.

 

 

 

 

 

 

 

Co jest dla Ciebie dobrym wzorcem i wyznacznikiem w projektowaniu?

Malwina: Bliskie wydają mi się idee modernistów, dla których funkcjonalność stanowiła o pięknie budynku. Zasada ta tyczyć się może każdej dziedziny projektowej, a mam wrażenie, że jest w dzisiejszym świecie często zapominana. Skupiamy się bardziej na części wizualnej, lepiej sprzedażowej marketingowo, niż na analizie potrzeb i oczekiwań użytkowników, na jakości proponowanego rozwiązania. Ważne są dla mnie detale, drobne smaczki, niekiedy niewidoczne na pierwszy rzut oka – niezależnie czy dotyczy to budynku galerii sztuki czy mebla dostosowanego dla konkretnego klienta. Takie detale świadczą dla mnie o subtelności projektowej i swego rodzaju skromności, którą najbardziej szanuję u projektantów; architektów czy grafików.

Jakie jest Twoje projektowe marzenie?

Malwina: Chciałabym łączyć dziedziny architektury i wzornictwa, co udawało się skandynawskim modernistom, jak choćby wybitnemu fińskiemu architektowi Alvarowi Aalto. Lubię myśleć o budynkach, jako integralnej całości z elementami wyposażenia wnętrz; meblami, lampami, grafiką czy elementami identyfikacji wizualnej. Moim marzeniem od dłuższego czasu jest zaprojektowanie przedszkola wraz z terenami rekreacyjnymi i wnętrzami, dogłębnie analizującym potrzeby jednostki przedszkola i jego małych użytkowników. Miejsce, w którym człowiek dopiero zaczyna pojmować przestrzeń i siebie samego powinna być zaprojektowana z wielką rozwagą, zrozumieniem psychiki dziecka i jego potrzeb rozwojowych, które nie mogą ograniczać się wyłącznie do ładnego rysunku na ścianie. Wydaje mi się, że jest to pole, na którym architekci i pedagodzy mają w Polsce jeszcze wiele do zrobienia.

Mieszkasz na warszawskim Mokotowie. Jak się tu czujesz?

Malwina: To mieszkanie odkryliśmy 2 lata temu. Zakochałam się w Mokotowie, przypominał mi rodzinne miasto, ujął mnie drobnymi skwerami, niską zabudową, małymi lokalnymi sklepikami i bliskością Pól Mokotowskich. Podoba mi się skala tej dzielnicy, a zbiegiem okoliczności mam wielu znajomych, którzy krótko po mnie się tu przeprowadzili. Kiedy znalazłam miejsce z zielenią za oknem, natychmiast się zdecydowałam.

Jak wyglądało mieszkanie gdy je kupiłaś? I jaki był plan na jego zmianę?

Malwina: Przed remontem to był mocny PRL. Meblościanka pokrywała większą część salonu, parkiet był przykryty wykładziną, a drzwi wielokrotnie przemalowywane. Miałam proste założenia: oczyścić mieszkanie i pozostawić w kolorystyce bieli i szarości, dopełniając materiałowo sklejką oraz lastrikiem. Oczywiście nie obyło się bez przykrych niespodzianek – skrywany pod wykładziną parkiet okazał się niezdatny do użytku i byliśmy zmuszeni wymienić go na nowy, lecz zachowaliśmy układ klasycznej jodełki. Z moim partnerem chcieliśmy aktywnie uczestniczyć w remoncie – malowaliśmy więc ściany, montowaliśmy półki i odzyskaliśmy istniejące drzwi spod grubej warstwy farby, które ujęły mnie od pierwszej chwili dzięki fakturowanym szkiełkom.

W mieszkaniu jest bardzo mało przedmiotów.

Malwina: Kiedyś uwielbiałam zbierać rzeczy, pamiątki i byłam sentymentalna. Po licznych przeprowadzkach nauczyłam się ograniczać ilość posiadanych przedmiotów i staram się nie kolekcjonować niczego poza książkami. Miłość do nich wyniosłam z domu, dlatego projektując nasze mieszkanie najważniejszym elementem było stworzenie dla nich odpowiedniego miejsca, które docelowo będzie się stale powiększać. Zdecydowałam się stworzyć zabudowę półek do wysokości parapetu, obejmującą najdłuższą ścianę, z możliwością późniejszej rozbudowy. Wszystkie elementy salonu starałam się ograniczyć do jednej wysokości, ściany zostawiłam puste na czasowe eksponowanie plakatów lub zdjęć. Lubię otaczać się świadomym designem: tekstyliami z patternem, polskimi meblami i grafikami przyjaciół, które dobrze komponują się wśród zieleni, której ciągle przybywa.

Sama projektowałaś kuchnię?

Malwina: Tak, zależało mi aby sprytnie połączyć dużą ilość miejsca na przechowywanie z długim blatem roboczym i miejscem do siedzenia. W domu rodzinnym większą część dnia przesiadywaliśmy w kuchni, a nie w salonie, i tak mi zostało do dzisiaj. Nie chciałam natomiast zabudowywać wszystkich ścian szafkami ze względu na wąskie pomieszczenie. Zależało mi żeby skoncentrować kuchnię na dużym oknie z widokiem na pobliskie drzewo. Ustawiając całą wysoką zabudowę na krótszej ścianie udało mi się stworzyć kuchnię funkcjonalną i dobrze doświetloną, w której uwielbamy przebywać.

Wszystkie okna są całkowicie odkryte, nie masz rolet ani zasłon.

Malwina: Lubię mieć kontakt z zewnętrzem, zwłaszcza jak za oknem jest tak przyjemnie zielono. Nigdy nie przepadałam za zasłonami, wydawały mi się racjonalne wyłącznie na parterze, choć w Holandii przekonałam się, że i to założenie może być mylne. Nikt tam nie stosuje zasłon ani rolet, każdy chce pochwalić się tym, jak piękne i przytulnie mieszka. Obecnie wydaje nam się to niemożliwe do zaimplementowania w Polsce, ale uważam, że małymi krokami moglibyśmy to zacząć wprowadzać w życie, zaczynając na przykład od wyższych pięter.

Co porabiasz w czasie wolnym?

Malwina: Kiedy jest ciepło wsiadam na rower i poznaję miasto z innej strony. Uwielbiam ten sposób przemieszczania się, bo pozwala mi odkryć urokliwe zakątki, parki lub zapomniane domy. Często wybieram okrężną drogę i powrót do domu zajmuje znacznie dłużej niż zakładałam. Czas wolny staram się przeznaczać na spotkania ze znajomymi. To one dają mi oddech. Ostatnio z przyjaciółmi wkręciliśmy się w swinga i chodzimy na potańcówki. Latem Warszawa jest cudnie roztańczona!

 

 

 

 

 

 

 

 

Wywiad: Ola Koperda, Zdjęcia: Kachna Baraniewicz.