Beem Studio, czyli dwie dziewczyny: Beata i Marta, oraz biżuteria oparta modułowej konstrukcji. To łańcuszki, które dzięki odpinanym elementom można nosić na różne sposoby (mogą stać się również bransoletką) oraz kolczyki i pierścionki z motywem kuli. Wszystko wyraziste i charakterne.
Beem istnieje od niedawna, bo od czerwca tego roku. Powstało jako wynik dość krótkiej znajomości. „Poznałyśmy się we Florencji w styczniu 2022 roku. Byłyśmy wtedy zawodowo na targach mody i poprzez wspólne znajome spotkałyśmy się na kolacji. Polubiłyśmy i kontynuowałyśmy naszą znajomość. Poczułyśmy, że mamy wiele wspólnego, obie jesteśmy mamami, obie nie chodzimy na skróty, ciężko pracujemy i jesteśmy ambitne, dodatkowo mamy podobne poczucie estetyki” – wspomina Beata.
Pomysł był taki, by tworzyć biżuterię w dużej mierze składającą się z modułów, które można łączyć na różne sposoby, także z biżuterią vintage. „Chcemy oferować rzeczy dobrej jakości, na lata i w pewnym stopniu wykorzystywać starą, zdekompletowaną biżuterię. Wierzymy w rękodzieło, lokalną produkcję i jakość” – opowiada Marta.
Obie dziewczyny mają wykształcenie artystyczne i od lat pracowały w branży modowej. W Beem dzielą się obowiązkami. Marta jest odpowiedzialna za PR i marketing, a wizją artystyczną i projektowaniem wzorów zajmuje się Beata, choć zaczęły od wspólnego przygotowywania koncepcji. Wyszły od mood boardów z tym, co podoba im się w modzie, architekturze i sztuce. Jak mówi Beata: „Obie lubimy rzeczy ponadczasowe i dobrze wykonane. W naszej pierwszej kolekcji jest sporo odniesień do modernizmu, lat 50., zaokrągleń, a z drugiej strony widać w niej nasz sentyment do lat 90.: grubych łańcuchów i blink blink w stylu zespołów r’n’b z tamtych czasów”. „Całą kolekcję przygotowałyśmy w duchu modularności i głównym jej przesłaniem jest odejście od przekonania, że coś do siebie nie pasuje. Można dowolnie wybierać i kreować swój look w zależności od nastroju czy okazji. Same nie możemy się tym nacieszyć” – dodaje Marta.
Co poza projektami Beem noszą one same? „Lubię biżuterię vintage, szczególnie odziedziczoną po mamie i babci. Mam też sporo egzemplarzy przywiezionych z podróży, znalezionych na ryneczkach i w małych butikach. Mam szczególną słabość do kolczyków i łańcuszków, których zgromadziłam najwięcej. Na szczególne okazje zakładam piękny złoty łańcuszek z geometrycznym wisiorkiem po babci” – opowiada Beata.
„Tutaj totalnie się zgadzamy. Uważam, że biżuteria powinna mieć jakieś znaczenie i nie powinno się jej zmieniać tak często, jak ubrań. Ja bardzo się do niej przywiązuję, dlatego dokładnie pamiętam co, kiedy i gdzie kupiłam. Jedne z moich ulubionych to kolczyki vintage w kształcie serc z targu w Barcelonie i pierścionki z lat 80. kupione w antykwariacie. Łączę je z czymś nowoczesnym, dla przełamania” – mówi Marta.
Więcej znajdziecie na www.beem-studio com
oraz na Instagramie