Agnese Guido: Piwnica rozkoszy ziemskich

Agnese Guido mieszka i pracuje w Mediolanie. Ukończyła Akademię Sztuk Pięknych Brera, brała udział w różnych projektach wystawienniczych. Obecnie współpracuje z Federico Luger Gallery w Mediolanie.

Twój styl jest łatwo rozpoznawalny, indywidualistyczny, wyjątkowy. Skąd wzięły się twoje zainteresowania wizualne? W magazynie „Elephant” czytam, że natchnieniem są dla ciebie m.in. undergroundowe komiksy, sztuka średniowieczna i gry video. Odkryj dla nas niektóre ze swoich najważniejszych inspiracji.

Moje inspiracje są właściwie znacznie szersze: przypadkowe zdjęcie, obrazek z książki, film, surrealizm, Internet, Magritte, Bruegel, filmy animowane, muzyka, podwieczorek w torbie, kurz na dywanie. Zmieniają się w czasie. Z pewnością bardzo wcześnie odkryłam komiksy, to dzięki mojemu ojcu, który je kolekcjonuje. To samo dotyczy malarstwa i historii sztuki. Jeśli chodzi o gry video, nie jestem graczem, choć byłam nim jako dziecko, a obecnie interesuje mnie ich aspekt graficzny. Lubię marzyć, że istnieje taka wymyślona rzeczywistość, w której giniesz, wygrywasz, przegrywasz, walczysz… Wpływa na mnie rzeczywistość, w której żyję, i wszystko, co się z nią wiąże.

Co w sztuce średniowiecznej fascynuje cię najbardziej?

Bardzo lubię ten styl malarski – szczegółowy i drobiazgowy, a także bardziej szorstki, w którym figuracja jest bardziej stereotypowa i statyczna. Uwielbiam malarzy flamandzkich, zwłaszcza Bruegla, uwielbiam go za bezpośredni sposób ukazywania abstrakcyjnych idei, tak jak w obrazie Przysłowia niderlandzkie (1559), w którym przedstawia setki powiedzeń i idiomów w sensie figuratywnym. To tworzy groteskową scenę, w której wszyscy wyglądają jak szaleńcy, ale w rzeczywistości mnie ta scena wydaje się znacznie bardziej realistyczna niż inne. Trochę tak, jakby myśli i instynkty się zmaterializowały. Bruegel jest dla mnie szalenie inspirującym artystą. Uwielbiam też niemiecką Nową Rzeczowość, jest prymitywna, złośliwa.

Obiekty przedstawione na twoich obrazach oraz rzeźbach z ceramiki i innych tworzyw to często uczłowieczone przedmioty – z oczyma, uśmiechami i nogami, wyrażające smutek, radość, znudzenie, złość, a często mające nawet nastrój uwodzicielski. Zastosowanie takiej psychologicznej projekcji zawoalowanej w satyryczno-komiczne podejście wydaje się idealnym sposobem na swobodne pozostawanie sobą, wyrażanie tego, co się myśli i czego doświadcza, bez ryzyka ostracyzmu.

Ciekawe, że swobodne wyrażanie siebie oddala mnie od ryzyka ostracyzmu, gdy bardzo często jest to jego przyczyną. A może ryzyko pozostaje, ale w swojej twórczości nie mówię tylko o sobie. Wydaje mi się, że łatwo rozpoznać siebie w moich bohaterach. Często zdarza się, że ludzie mają emocjonalny związek z moimi obrazami, utożsamiają się z postaciami lub sytuacjami.

Dla mnie jest to akt uczciwości, ale bez brania samej siebie zbyt poważnie. To opowiadanie historii, w których mogę pokazać wiele ludzkich aspektów, prawie nigdy ich ostatecznie nie rozrysowując, nie dopuszczając, by stały się zbyt opisowe. Przedstawianie przedmiotów daje mi ten konieczny dystans, a także specyficzną lekkość, która pozwala mi powiedzieć wszystko.

Co daje ci twoja sztuka?

Kiedy maluję, jestem przede wszystkim wolna. W tym sensie jest to trochę jak gra. Nie musisz martwić się o to, co się wydarzy, po prostu myślisz o wykonaniu dobrego obrazu czy rzeźby i cieszeniu się tym, co robisz. Zaczęłam malować temperą na papierze, bo miałam mało miejsca i to był mój jedyny sposób na pracę. Nie myślałam zbyt wiele o efekcie końcowym. Jeśli zdarzy się game over, zawsze możesz zacząć od nowa.

W wielu twoich pracach widzę bardzo złożoną historię przedstawioną na jednym obrazie (ten sam specyficzny talent miał włoski malarz Guido Pajetta). Jak przebiega tworzenie dzieła? Czy powstaje stopniowo podczas malowania i rzeźbienia, czy może masz precyzyjną wizję dzieła od samego początku?

Bywa różnie. Zdarza się, że od początku mam w głowie konkretny pomysł, ale czasami też daję się prowadzić obrazowi. Elementy obrazu muszą do siebie pasować, tworzyć narrację, łączyć się. Inaczej to nie zadziała. To trochę dziwaczna i zabawna praca umysłowa, która prawie zawsze ma do czynienia z językiem, metaforami, podwójnymi znaczeniami, kalamburami, to podejście poetyckie. Z kolei w ceramice najpierw decyduję, jaką formę wymodelować, a potem dodaję drugi malowany poziom. Cała przygoda staje się dwuwymiarowa. Maluję, aby wejść do rzeźby, nadać jej głębię, dodać do historii kolejną historię.

Co za szczęście, że zawsze udaje ci się ostatecznie wydostać z tej spirali.

Tak, ale to bardzo przyjemna spirala narracyjna. Sprawia, że ​​czuję się trochę jak detektyw badający sprawę, a kiedy skończę pracę, rezultat poszukiwań ma wyzwalający i odkrywczy charakter.

Tytuły twoich prac są ich ważną częścią, nierzadko wyjaśniają zastaną sytuację. Czy możesz hipotetyzować, że tworzysz pracę całkowicie ich pozbawioną?

Tak, powiedziałbym, że tak. Obrazy mówią same za siebie.

 

 

W tekście kuratorskim do twojej wystawy „158” z 2019 roku we Federico Luger Gallery przeczytałam, że jesteś „jedną z najbardziej lubianych artystek na mediolańskiej scenie undergroundowej”. Czy podoba ci się ta outsiderska lokalizacja? Jak widzisz swoją przyszłość na polu sztuki?

Jestem artystką undergroundową, bo moja pracownia mieści się w piwnicy! A na poważnie – uważam, że to chyba dlatego, że pracuję na papierze małoformatowym, a moje prace przypominają komiksy i ilustracje, nawet jeśli nimi nie są. Moją sztukę można zdefiniować jako underground, ponieważ jest bezpośrednia i prosta, „nieuczesana”, nie jest ani kojąca, ani błyszcząca, ani nawet spekulacyjna.

Mam nadzieję, że moja przyszłość w sztuce będzie zawsze pozytywna i stymulująca, a jeśli nie, będę dalej malować jak zawsze. Kto wie, jak świat sztuki widzi moją przyszłość!

W jednym z moich tekstów krytycznych wymieniam cię wśród młodych artystów, którzy „odwołują się do świata cyfrowego” i „badają relacje między człowiekiem a jego postrzeganiem świata cyfrowego”. Moja obserwacja opiera się na fakcie, że w swoich obrazach i instalacjach/rzeźbach używasz ikon, takich jak: stare dyski, ekrany Painta, telefony komórkowe, odbiorniki radiowe, ikony Windowsa itp., które mają pewną nostalgiczną wartość, ale traktują także o technologii. Czy te przedmioty są dla ciebie szczególnie ważne?

Z pewnością mają wartość sentymentalną, są to przedmioty związane z moim dzieciństwem i dorastaniem. Uwielbiam też estetykę plakatów reklamowych z lat 80., to ruiny dzisiejszego świata. Technologia, która jest teraz częścią naszego życia, ma wpływ na nasze zachowania, nastroje i uczucia. To, co mnie najbardziej interesuje, to Internet i jego połączenie z nami. To, jak wkroczył do naszej kultury, jak się komunikujemy – często za pomocą obrazków i memów. Ale w mojej pracy nie chodzi tylko o to. Obserwuję związek, który mamy z rzeczami – czy to będzie walkman, który sprawia, że ​​podrygujemy do rytmu podczas słuchania ulubionej piosenki, czy filiżanka kawy, która sprawia, że podskakujemy od uderzenia kofeiny.

Drugim wyróżniającym się obszarem tematycznym w twojej twórczości jest „ciemna” strona życia: papierosy, kawa, wino, strzykawki, ogień, kajdanki, buty na obcasie, pończochy i uwodzicielska czerwona szminka w świetle księżyca lub reflektorów samochodu w środku nocy. Opowiedz, o czym traktuje ta część twoich poszukiwań.

Pociąga mnie nasza najciemniejsza strona – złośliwa, instynktowna i niekontrolowana, a jednocześnie nieunikniona i fascynująca. Lubię o tym tworzyć, bawiąc się definicją tego, co uważane jest za złe lub dobre dla nas i społeczeństwa. Składamy się z wielu cech, także z takich. Na jednym z moich obrazów przedstawiłam portfel, który uciekł właścicielowi, zostawiając go na ziemi w rozpaczy, a teraz biega z uśmiechem i z marzeniem o kolejnych zakupach, podróżach, butach itp. To jakby rodzaj japońskiego animizmu, lubię pokazywać same przedmioty, które gubią się w występku, aby pokazać nam, jacy jesteśmy.

Najbardziej niezwykła rzecz, która wydarzyła ci się tego roku?

Wyszłam za mąż, nie wiem, jak to się mogło stać! Prawdopodobnie obrączka wzięła mnie w posiadanie i przekonała do tego!

Ukończyłaś Akademię Sztuk Pięknych Brera. Często pytam ludzi, którzy studiowali sztukę w instytucji, jak oceniają to doświadczenie i w co ich ono wyposażyło na przyszłość. Jak to jest u ciebie?

Są aspekty pozytywne i negatywne. Na pewno wiele się nauczyłam z teoretycznego punktu widzenia, szczególnie jeśli chodzi o estetykę, historię sztuki. Czasami wolałam nie słuchać tego, co mi mówiono. Nie możesz nauczyć się bycia artystą, wszystko trzeba zrobić samemu/samej. Ale zawsze warto konfrontować się z innymi. Naprawdę fajnie byłoby uczyć się w akademii przez całe życie, ciągle odkrywać nowe rzeczy.

Tłumaczenie z włoskiego na polski: Dobrosława Nowak

Tekst był wcześniej publikowany w magazynie „Forme Uniche”.