Agnieszka i Grzegorz Święch: Chcemy rozwiązywać problemy młodych, a nie swoje wyobrażenia o ich problemach

Agnieszka i Grzegorz Święch:

Chcemy rozwiązywać problemy młodych, a nie swoje wyobrażenia o ich problemach

Autor: Aleksandra Koperda
Zdjęcia: Ład Studio
Data: 05.08.2023

Na warszawskim Starym Mokotowie odwiedzamy Agnieszkę i Grzegorza Święchów. Ich mieszkanie mieści się w budynku z lat 50. XX wieku. To salon z kuchnią i sypialnia oraz miks przedmiotów: od klasyków dizajnu, przez czechosłowackie lampy vintage po indyjską witrynę. Na ścianach wiszą prace młodych polskich artystów. 

Oboje prowadzą Fundację OFF school zaangażowaną w projekty społeczne tworzone dla młodzieży. Są też gośćmi cotygodniowej audycji Komitet Rodzicielski w Radiu Nowy Świat. Agnieszka jest doradczynią zawodową wspierającą młodzież w procesie rozwojowym, interwentką kryzysową i konsultantką psychologiczną. Grzegorz jest mentorem młodzieży. Od ponad 20 lat pracuje konsultacyjnie z dużymi organizacjami.

Od kiedy tu mieszkacie?

A: Od około pół roku. Mieszkanie kupiliśmy w grudniu 2022 roku i wyglądało ono wtedy zupełnie inaczej. Klasyczne wnętrze z lat 50. Były tu trzy nieduże pomieszczenia i przedpokój. Postanowiliśmy otworzyć przestrzeń. Wyburzyliśmy ściany, co sprawiło, że zupełnie inaczej operuje tu światło. Nie jesteśmy architektami, ale postanowiliśmy sami stworzyć to wnętrze. Każdy przedmiot dobieraliśmy my. 

G: W Warszawie mieszkamy od kilku lat, wcześniej żyliśmy w Krakowie. Warszawa od dawna nam się podobała. Każde miasto ma swoją energię i ta energia musi się spotkać z człowiekiem, który w nim żyje. My się spotkaliśmy. Jest nam tu bardzo dobrze.

Opowiedzcie o pomyśle na to wnętrze.

G: Mamy tu sporo przedmiotów z drugiego obiegu. Na przykład biurko stojące w sypialni. Szukaliśmy takiego, które będzie dobrze wyglądać z dwóch stron, bo postawiliśmy je pośrodku pomieszczenia. Było w bardzo złym stanie, ale udało się je odrestaurować. Najczęściej szukamy rzeczy w aktywny sposób, dzwonimy do ludzi, podpytujemy. Nie czekamy, aż coś się trafi. 

A: Lubimy ładne, ponadczasowe rzeczy, szczególnie przedmioty powstające w okresie mid-century. Ale nie jesteśmy zbieraczami. Ograniczamy ilość posiadanych przedmiotów. To, co tu mamy, rezonuje z nami. Ważne są dla nas książki, które podróżowały z nami przez poprzednie mieszkania. 

G: Jest tu parę przedmiotów, które na tyle nas do siebie przyciągnęły, że musieliśmy je mieć u siebie. Tak było z witryną stojącą w kuchni. Była wystrojem wnętrza w jednym ze sklepów w Warszawie. Przekonaliśmy właścicieli, by nam ją sprzedali. Ostatni zakup to rzeźbione krzesło z lwimi łbami na podłokietnikach stojące przy kuchennym stole. Przyjechało do nas z Włoch. Jest tu miszmasz stylów.

 

Wspólnie prowadzicie Fundację. Czym dokładnie się zajmujecie?

G: Mamy różne doświadczenia zawodowe, od pracy w korporacji do działań edukacyjnych. Od siedmiu lat tworzymy fundację OFF school, która zajmuje się edukacją młodzieży. W naszej działalności społecznej jesteśmy skoncentrowani na tym, by pomagać młodym ludziom wchodzić świadomie w dorosłość, odnajdywać się w świecie, który jest bardzo skomplikowany. Obecnie pracujemy nad projektem Dom Spokojnej Młodości. Uruchamiamy go we wrześniu. Projekt wystartuje w szkołach średnich dzięki budowanej przez nas uczniowskiej społeczności. Z organizacjami pozarządowymi pracujemy nad przygotowaniem dla nich scenariuszy lekcji dotyczących m.in. zjawiska dezinformacji, zdrowia psychicznego, zmian klimatycznych, kwestii seksualności czy hejtu w internecie. Zależy nam na tym, by to uczniowie przejęli pałeczkę i samodzielnie poprowadzili lekcję według określonego scenariusza. Siłą tego projektu jest młodzież. Celem jest wzbudzenie zainteresowania w rówieśnikach i zachęcenie ich do szukania informacji na własną rękę. 

A: Uważamy, że żeby projekt trafiał do młodzieży, musi być tworzony rękami młodych. Nie chcemy wyręczać ich w tych zadaniach, w których to oni lepiej się czują. Cała Fundacja opiera się na tym, by puszczać przodem młode osoby, kiedy my zajmujemy się zabezpieczaniem tyłów. Organizujemy, prowadzimy rozmowy, pozyskujemy partnerów, procedujemy umowy. Nadajemy kształt całości. To działa podobnie do tego, jak powinna wyglądać zdrowa relacja rodzica z dzieckiem czy nastolatkiem. Dorosły stoi z boku. 

G: Zależy nam na tym, by pokazać młodym ludziom, że potrafią, że są sprawczy. Szkoła raczej próbuje udowodnić, że niewiele wiedzą. Scenariusze lekcji, które proponujemy, są dość proste do przeprowadzenia, ale zrobienie tego wymaga odwagi. Nie jest łatwo stanąć przed klasą i zacząć mówić. To forma ekspozycji. Ale jeśli się to zrobi, ma się poczucie, że coś nam wyszło, pojawia się poczucie sprawczości, które w dorosłym życiu jest ważne. 

A: Jesteśmy tolerancyjni, szanujemy drugiego człowieka i łamiemy hierarchię. Nie stwarzamy dystansu, rozmawiając z młodymi ludźmi. Chcemy rozwiązywać problemy młodych, a nie swoje wyobrażenia o ich problemach. Mamy stałą grupę młodzieży, która z nami współpracuje. A sama rada Fundacji składa się wyłącznie z młodych ludzi. Zależy nam na tym, by to oni decydowali o tym, w którą stronę idziemy. 

Jakie projekty powstały w przeszłości?

A: To m.in. projekt „Moc na obcasach” dotyczący stereotypów i wykluczającego podejścia do kobiet. Stworzyliśmy 6-odcinkowy serial edukacyjny – każdy odcinek był odpowiedzią na jeden stereotyp. Skupiliśmy się na tematyce równości płci i przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. 

G: Mniejszym projektem był ten realizowany z portalem Gazeta.pl dotyczący Dnia Niepodległości. Z grupą młodzieży przeprowadziliśmy warsztaty redefiniujące słowo patriotyzm. Wspólnie stworzyliśmy manifest, w którym podkreślaliśmy, że patriotyzm we współczesnym rozumieniu powinien być poszerzony o zagadnienia związane z problematyką społeczną, budowaniem przyszłości czy naszym otoczeniem.

 

Jesteście małżeństwem, razem żyjecie i razem pracujecie. A jak się poznaliście?

A: Moja koleżanka, z którą studiowałam, sugerowała mi, że koniecznie muszę kogoś poznać, a kuzyn Grzegorza to samo mówił jemu. W końcu się na to zgodziliśmy.

G: Mieliśmy się spotkać. Byliśmy umówieni, miałem przyjechać do akademika Agnieszki. Jednak do spotkania nie doszło, obleciał mnie strach i wróciłem do domu. Kolejnego dnia poszedłem do koleżanki Agi, która zaproponowała, byśmy do niej pojechali. Tak zrobiliśmy, spędziliśmy razem trochę czasu i umówiliśmy się na następny dzień. I tak zaczęliśmy się spotykać, a po roku wzięliśmy ślub. 

A: Po prostu zostaliśmy wyswatani. Właśnie stuknęło nam 25 lat związku. Nauczyliśmy się siebie. 

G: Dotarliśmy się. Bo związek nie jest relacją bezkosztową. To coś, co wymaga ciągłej pracy. My po tylu latach mamy zdefiniowane wszystkie kryzysy, wiemy, jak przez nie przechodzić. 

 

Co lubicie porabiać, gdy macie chwilę dla siebie?

A: Ostatnio kupiliśmy hamaki i co jakiś czas wyjeżdżamy do okolicznych lasów, rozwieszamy je na drzewach, wisimy, czytamy, rozmawiamy – robimy kilkugodzinny reset. 

G: Lubimy swoje zajęcia zawodowe i ludzi, z którymi je realizujemy. Raczej nie tworzymy wielkich momentów odpoczynku, staramy się je utkać dużą ilością drobnych przyjemności. Lubimy kawę na mieście, obserwowanie ludzi. Uwielbiamy kino i teatr. Ja bardzo lubię gotować. Zatracam się w tym, to jest dla mnie nirwana. 

 

Co jest dziś w garnku?

G: Młoda kapusta ze szparagami i makaronem.