Lutowy Kolaż to jak zwykle trzy polskie marki, które odkryłam całkiem niedawno i które są nieco odmienne od tego, co znam. Tym razem wszystko związane jest z domem i wykonywane rzemieślniczo, choć z różnych materiałów. Wiklina, porcelana i drewno.
TOTEM Studio
TOTEM Studio to projekt, który działa na styku sztuki, dizajnu i rzemiosła – tak mówi o zaprojektowanych przez siebie przedmiotach Koka Skowrońska. I tak właśnie jest. Choć taki drewniany totem to nie jest coś, co jest nam niezbędne, to muszę przyznać, że bardzo miło się na niego patrzy!
Jak powstał ten projekt? „Od dziecka lubiłam wyraziste kolory i formy, co przełożyło się na upodobanie do ciekawych przedmiotów, które mnie otaczały. Jestem bazarową sroką, a na moich służbowych biurkach zawsze mościły się dziwaczne obiekty.
Kilka lat temu, kiedy pracowałam do nocy nad przetargami w agencji reklamowej, w chwilach kreatywnej blokady moje ręce bezwiednie zaczynały układać przedmioty z biurka w coś w rodzaju wieży. Długo nie miałam świadomości powtarzalności tego procesu, natomiast czułam, że daje mi to wytchnienie, uspokaja, a obserwowanie kolorów i form (długopisów, pudełek, piłeczek i innych dostępnych obiektów) zmienia perspektywę i inspiruje.
Zmiana funkcji przedmiotów prowadzi czasem do surrealistycznych obserwacji, a te często prowadzą do dobrych pomysłów. Zatem na początku było «totemowanie», czyli intuicyjne działanie artystyczne, nieograniczone czasem, miejscem czy zasadami. Bardzo kreatywne i nieco medytacyjne, uprawiane z dowolną intencją – relaksu, aktywacji kreatywności, odpoczynku czy zabawy. Od totemowania była już prosta droga do TOTEMU, który jest symbolem dobrej energii, mocy i intencji zakodowanej w przedmiocie” – opowiada Koka Skowrońska, założycielka marki.
Pierwszy totem był prezentem urodzinowym dla chłopaka Koki, Ernesta. Projekty, które możecie znaleźć tu teraz, czyli trzy wzory dużych (30 cm) oraz dwa wzory małych (15 cm) totemów toczonych z jednego kawałka drewna (jesion, buk, dąb), powstały we współpracy z Julianną Michalską. Wykańczane są przez Kokę.
Pierwsza kolekcja totemów to naturalne, olejowane drewno oraz kobalt, ale można też złożyć zamówienie na coś specjalnego. Każdemu egzemplarzowi Koka nadaje numer i optymistyczną intencję (może być ona również wybrana przez zamawiającego).
Nieważne, czym totem będzie dla was – dekoracją czy magicznym obiektem – sprawi wam przyjemność!
Post Opulent
Pięcioro przyjaciół żyjących na Podkarpaciu w czasie pandemii przyjrzało się temu, co ich otacza. A otaczają ich wioski, w których od lat wyplatane są przedmioty z wikliny. Sami nie znają tajników rzemiosła, ale do projektu zaangażowali rodziny, które rękodziełem zajmują się od pokoleń.
I tak przygotowywane są skrzynie, kosze, fotele, etażerki – wszystko z wikliny, a jednak w innym wydaniu. Każda rzecz przed pojawieniem się w sklepie jest malowana przeróżnymi kolorami, od bladego różu po czarny (w grę wchodzą też gradienty). Dodatkowo sami możemy zaproponować nasz ulubiony kolor. Farby, którymi pokrywana jest wiklina, to wodorozcieńczalne, ekologiczne emalie akrylowe, które nie zawierają żadnych szkodliwych substancji.
Urzekły mnie te klasyczne formy, które znamy od lat z domów babć i dziadków, a które są jednak inne dzięki tak szalonym kolorom jak intensywna zieleń czy fiolet. Te wszystkie kosze, misy i pufy mają mnóstwo zastosowań. Ja wybrałam pufę Alladyn, do której schowam psie zabawki, a gdybym tylko znalazła miejsce, chętnie wstawiłabym do salonu piękny fotel Biagio!
„Traktuj innych tak, jak ty chciałbyś być traktowany” ‒ to złota reguła etyczna, która pojawiała się w pracach antycznych filozofów: Konfucjusza, Arystotelesa czy Platona. M.in. to założenie zainspirowało twórczynie marki biżuteryjnej do nadania jej nazwy Golden Rules. Aga i Olivka, dwie przyjaciółki, po zdobyciu doświadczenia w branży modowej postanowiły zrobić coś wspólnie i wyszło im to bardzo dobrze. Pierwsza kolekcja ‒ Orenda ‒ to projekty, o których zdecydowanie nie można powiedzieć „minimalistyczne”. Projekty, w których wykorzystane są lubiane od paru sezonów motyw księżyca czy nieregularne perły, ale jakże inaczej niż w wielu polskich markach. To bogato zdobione formy wyglądające jak amulety na szczęście, jak biżuteria vintage noszona przez wiele pokoleń kobiet.
Panny Dziewanny
Takich historii słyszeliśmy sporo – ktoś rzuca miasto dla życia na wsi. Tak było i tym razem. Ponad cztery lata temu Monika Filipiak-Bączyk wraz z mężem sprzedali swój dorobek, by kupić 200-letni, zrujnowany dom w Górach Sowich: „Na czas remontu przeprowadziliśmy się do teściów, do Wrocławia. Ten okres w wielkim mieście wykorzystuję do cna. W stosunkowo krótkim czasie nauczyłam się szycia, sitodruku, cyjanotypii, naturalnego farbowania tkanin, a nawet introligatorstwa. Pojawiła się też ceramika, moje wielkie, niespełnione marzenie. Życie nadal toczy się w dwóch domach. We Wrocławiu spełniam się artystycznie, w górach zajmuję się ziołami i budowlanką”.
W górskim domu mają powstać pracownia ceramiczna i miejsce odpoczynku dla zmęczonych szumem miasta. W planach jest wiejskie spa połączone z warsztatami z dzikiej kosmetyki oraz podniebne kąpiele w wannach z ziołami (tzw. Wanny Dziewanny).
„W 2018 roku z potrzeby działań zielarsko-artystycznych, początkowo w duecie z Agą Jarząbową (moją jątrewką, czyli żoną brata mojego męża) powołałam do życia team Panny Dziewanny. Stworzyłyśmy zielną książeczkę «Przetrwanie. W lesie, w polu, na polanie». Z czasem naturalnie pofrunęłam w stronę ceramiki, która idzie w parze z ziołami. I tak powstał sklepik, w którym można znaleźć moje wyroby i ziołowe mieszanki relaksacyjne do kąpieli”.
Zainteresowanie Moniki ziołami zaczęło się dziewięć lat temu, kiedy u jej syna Franka stwierdzono AZS: „Nastawiona na leczenie dziecka metodami naturalnymi poznawałam świat roślin. Obserwacja pór roku, zachodzących zmian, snu i przebudzenia, przemijania uświadomiła mi, jak ważne jest dbanie o planetę. Małymi krokami zaczęłam więc zmieniać nasz mikroświat. Świadomość, że luksus znajduje się na łące czy w lesie, sprawiła, że od siedmiu lat nie kupiłam w sklepie żadnego kosmetyku. Wszystko robię sama – od mydeł, szamponów, kremów, maści, dezodorantów po płyn do naczyń. Zioła zbieram w górach z dziko rosnących stanowisk. Mam też swoją małą plantację nagietka lekarskiego, melisy, lawendy, róży i uczepu trójlistkowego. Moim ulubionym zajęciem jest destylowanie roślin parą wodną w szklanej aparaturze lub w miedzianym alembiku. Tak powstaje krystalicznie czysty destylat, hydrolat, który wykorzystuję do tworzenia domowych kosmetyków, a nawet perfum. Lubię zielne eksperymenty. Rośliny wykorzystuję też do barwienia tkanin, wypełniam nimi poduszki i skręcam kadzidła”.
Drugą odnogą działalności Moniki jest ceramika, której uczyła się u Hani Kłapci w Qu Pracowni. Jak wspomina: „Pierwszą potrzebą było stworzenie zaparzacza do ziół. Formą miał przypominać pingwina. W głowie rysował mi się plan, swoje pomysły podsyłałam Hani i tak we współpracy z nią powstał zaparzacz Janush. Nie bez powodu dzban przypomina właśnie pingwina, powstał dla upamiętnienia pingwinicy Janush z wrocławskiego Zoo. Poruszyła mnie historia jej życia. Odrzucona przez matkę i stado wychowywała się wśród ludzi. Zginęła tragicznie zagryziona przez jenota. Dzban Janush jest hołdem dla wykluczonych”.
Drugi projekt Moniki to podgrzewacz do olejków eterycznych. Jego forma wzięła się z fascynacji kształtami bakterii i wirusów. Monika ulepiła formę z gliny, a pracownia Zakwas Studio tchnęła w nią życie. I tak powstał kominek Dżef. Oba projekty Monika wykonuje w swojej wrocławskiej pracowni na strychu.
„Ceramika uczy pokory i cierpliwości. Bardzo lubię pracować w samotności. W szufladzie leży kilka nowych projektów ceramicznych, mam ogromną nadzieję, że powstaną jeszcze w tym roku” – mówi Monika.