Maciej Ulewicz: Moją motywacją jest to, żeby było mi w domu kolorowo

Maciej Ulewicz:

Moją motywacją jest to, żeby było mi w domu kolorowo

Autor: Aleksandra Koperda
Zdjęcia: Ład Studio
Data: 06.04.2024

Jesteśmy w kolorowym mieszkaniu na warszawskim Żoliborzu. Mieszka tu Maciej Ulewicz – prezenter radiowy i telewizyjny, dziennikarz muzyczny, wokalista. Pracę z muzyką zaczynał od założenia w 1990 roku rockowej grupy IMTM. Dziś pracuje między innymi w stacji radiowej Chillizet, gdzie prowadzi program KrUlewicz.

Od kiedy tu mieszkasz?

To mieszkanie wynajmuję już od 16 lat. Jestem w bardzo dobrych układach z moją landlordką, która z czasem stała się przyjaciółką. Dorastałem nad morzem. Jestem z Gdańska, swego czasu miałem swój zespół rockowy w Trójmieście i nie wyobrażałem sobie, że kiedykolwiek przeprowadzę się do Warszawy. W latach 90. była spora rywalizacja między Trójmiastem a Warszawą, jeśli chodzi o studia nagraniowe. No ale życie, kariera zawodowa spowodowała, że ostatecznie przeprowadziłem się do stolicy. Jako jeden z ostatnich, ponieważ wszyscy znajomi już tu byli. I ja w końcu dostałem telefon z pewnego radia. Przeniosłem się i już zostałem. Nauczyłem się Warszawy. Bardzo ją polubiłem. To jest trudne, ale fascynujące miasto. Wcześniej mieszkałem na Mokotowie, ale kiedy mogłem się przeprowadzić na Żoliborz i mieć trzy minuty pieszo do ówczesnej pracy, radia PiN, to natychmiast się zdecydowałem. Znalazłem tu bardzo wielu sympatycznych sąsiadów, znajomych, inicjatywy społeczne. Po czterdziestce i później niełatwo o nowych przyjaciół. Ma się już swoje wymagania, nawyki. A tu poznałem grupę ludzi, z którymi wyjeżdżamy na wakacje, bywamy u siebie w domach, lubimy się, pomagamy sobie nawzajem. I strasznie sobie to cenię.

Czyli sprowadziły cię tu sprawy zawodowe. Jak zaczęła się twoja praca w radiu?

Zespół, z którym grałem, istniał około 10 lat. Śpiewałem, pisałem teksty. Kręciliśmy teledyski odzwierciedlające moje uwielbienie dla lekkiego przesytu i baroku. W międzyczasie otrzymałem propozycję prowadzenia programu muzyczno-kulturalnego w Telewizji Gdańsk. Z wokalistką Mają Kisielińską rozmawialiśmy z muzykami, prezentowaliśmy muzykę, opowiadaliśmy o nowych płytach, prowadziliśmy koncerty zespołów w studiu telewizyjnym. Wcześniej często byłem zapraszany na wywiady do różnych rozgłośni radiowych i tak ostatecznie zacząłem też pracować jako prezenter, potem prowadzący i współautor. Choćby „kultowego” „Gorącego Klubka” ze znakomitą dziennikarką radiową Małgorzatą Żerwe w ówczesnym Radiu Gdańsk. Obecnie od ponad czterech lat pracuję w Chillizet. Prowadzę rozmowy z muzykami, pisarzami, aktorami, reżyserami filmowymi czy teatralnymi. Właśnie przygotowywałem się do wieczornej audycji. Nie wyobrażam sobie lepszej pracy. Siedzę sobie i wybieram muzykę, tematy i moje rekomendacje kulturalne, którymi chcę podzielić się z ludzkością. Wiem, że mam ludzi, którzy lubią mnie słuchać i zastanawiam się, co zrobić, żeby im tego wieczora było miło. Dzisiaj będzie dużo karaibskich muzycznych wątków. Mam pracę marzeń. I chciałbym, żeby trwała tak długo, jak się tylko da.

 

Jaką muzykę ty sam lubisz?

Mam dosyć ekumeniczny gust. Zresztą charakteryzują się tym też moje audycje. Kiedy dorastałem, była moda na New Romantic i wszystkie nowofalowe historie. Więc z jednej strony słuchałem bardzo popowych rzeczy, a z drugiej mrocznych i odjechanych, aby po latach przejść do jazzu. Byłem nastolatkiem w latach 80. W moim pokoju był półkotapczan, plakaty Abby, Maanamu i jednocześnie Soft Cell i Sex Pistols na ścianie, miliard kaset magnetofonowych, później płyt CD. Do tej pory są ze mną. Choć teraz w końcu poukładane. Mój ekspartner nie był w stanie znieść tych stosów płyt leżących wszędzie. Uporządkował, zaprojektował regał i pooznaczał półki literkami. Rzeczywiście łatwiej mi się teraz żyje.

Jak przygotowujesz się do audycji?

W swoich audycjach nie ścigam się z nowościami. Staram się przedstawiać spektrum moich muzycznych gustów. Gram wszystko: od klasycznego jazzu po alternatywny pop. U mnie Roisin Murphy i Ella Fitzgerald występują w jednym programie. Każdą audycję buduję tak, by miała swoją dramaturgię. Jest pewien początek, rozwinięcie i finał. Zawsze mam nocne audycje. Teraz pracuję od 21 do 23, więc to są już słuchacze bardzo wyselekcjonowani. Tak zwani devoted fans, którzy chcą rzeczywiście spędzać czas ze mną i z radiem. Staram się przygotować dwie godziny muzyki, która ich zaintryguje, zaciekawi, spowoduje, że poczują się lepiej.

 

Jak w audycjach, tak i w twoim mieszkaniu jest eklektycznie. Co tu mamy?

Jak widzisz, nie jestem minimalistą. To mieszkanie było remontowane i wyposażane na przełomie lat 90. i dwutysięcznych. Fantazyjny, podwieszany sufit, halogeny, ścianka z luksferów. Kiedy się tu wprowadzałem, na ścianach był jasny beż, który zastąpiłem szarością i gdzieniegdzie przygaszonym turkusem. Wnętrze jest różnorodne, bo nie urządzałem tego mieszkania tak, by miało określony styl.

Zebrałem tu rzeczy, które są dla mnie ważne. Zegar w salonie jest z mieszkania po moich rodzicach. Wyjątkowo lubiła go moja mama. Drugi jest w sypialni. I kiedy one biją, to wiem, że mama jest ze mną. Noszę też jej pierścionek. Mam również sygnet po tacie. Ubieram je, gdy gdzieś wyjeżdżam. Tak zabieram teraz rodziców na wakacje.

Jak kilka trudno demontowalnych elementów, podest w dzisiejszej sypialni został po dzieciach poprzednich gospodarzy. Większość obrazów mam w „leasingu”. To prace Pauli Jaszczyk, która oddała mi je na przechowanie. Nazywam to nielegalną galerią sztuki. Od czasu do czasu któryś z moich gości jakiś nabywa. Kanapę przywiozłem kiedyś spod Gdańska. To holenderski mebel, kilkukrotnie remontowany. Po mamie mam też jeden wazon z lat 70. I od niego zaczęło się moje upodobanie do szkła. Pojawił się drugi, trzeci szklany obiekt. Słuczan-Orkusz, Horbowy, Sadowski. Istotne są dla mnie książki. Są wszędzie. Mam też rosnący ciągle „stos hańby” przy łóżku, czyli zaległości, które powinny być natychmiast przeczytane.

Lubię otaczać się przedmiotami, które mi się podobają. I czasami są one zupełnie od czapy, ale na pewno intensywność koloru i forma jest dla mnie bardzo istotna. To elementy, które uprzyjemniają mi życie. Moją motywacją jest to, żeby było mi w domu kolorowo. Znajomi często mówią, że mam mieszkanie jak z filmów Almodóvara i że jest tu dobra energia.