Maciek Serafin:
Z poprzedniego mieszkania przeprowadziłem się w bagażniku auta osobowego
W jednej z modernistycznych krakowskich kamienic odwiedzamy Maćka Serafina. To 85 m2, otwarty salon z kuchnią, sypialnia i pokój do pracy. Mieszkanie jest wyjątkowo słoneczne, brak tu niefunkcjonalnych sprzętów, a jego charakter tworzy przede wszystkim oryginalny sufit, dodatki takie jak kolorowe lampy czy złota dyskotekowa kula oraz lubiane przez właściciela kwiaty. Maciek jest dyrektorem operacyjnym w start-upie technologicznym. Do Krakowa przyjechał na studia.
Od kiedy tutaj mieszkasz?
Mniej więcej od roku. Znajomy sprzedawał to mieszkanie i zapytał mnie, czy nie chciałbym go kupić. Stwierdziłem, że to może być dobry pomysł, choć nawet go jeszcze nie widziałem na żywo. Chwilę później przez długi weekend opiekowałem się jego psami w tym właśnie mieszkaniu i wtedy byłem już w 100% pewny, że to dobra decyzja. Do dzisiaj mam zdjęcie salonu zrobione w dniu, kiedy pierwszy raz tu byłem. Wtedy zakochałem się w tym wnętrzu. Od czasu, jak się na to zdecydowałem, minęły mniej więcej dwa lata, zanim się tu wprowadziłem. Pierwszy termin „wprowadzki” miałem na sierpień 2021, udało się wprowadzić w listopadzie 2022. A że ja robię wszystko szybko, w międzyczasie sprzedałem swoje mieszkanie i musiałem znaleźć coś na wynajem.
Nie zobaczyłeś mieszkania, ale byłeś gotów je kupić? Odważna decyzja.
Kiedyś na treningu jazdy sportowej trener powiedział mi, że chyba zupełnie nie mam poczucia strachu. Coś w tym jest, bo właściwie proces decyzyjny trwał około minuty, tyle trwała nasza pierwsza rozmowa w windzie na temat mieszkania. Wcześniej przez 10 lat mieszkałem na Ruczaju, czyli na dużym blokowisku. Chciałem przeprowadzić się do centrum, ale przede wszystkim szukałem czegoś, gdzie będę mógł mieć duży stół i bardzo dużą kanapę, a tutaj mam obydwie te rzeczy. Można komfortowo zjeść kolację, a później wygodnie na kanapie odpocząć. Czy coś więcej jest potrzebne?
Co musiałeś zrobić po przeprowadzce?
Wszystko i nic. Poprzedni właściciel miał całkowicie inny styl, ściany i meble były szare i wszędzie było sporo sprzętów. Całe szczęście większość z nich zabrał, choć do dziś w piwnicy mam na przykład wypchane bażanty wiszące wcześniej na ścianach. Bez zmian zostawiłem tylko podłogi i układ pomieszczeń. Początkowo plan zakładał większy remont ze zmianą wystroju łazienki, ale finalnie pomalowaliśmy wszystko na biało, trochę zhakowaliśmy kuchnię i mieszkanie zmieniło się nie do poznania. W kuchni wywaliłem górne szafki, zmieniłem blat i płytki.
Uwagę przyciąga wyjątkowy sufit. Jaka jest jego historia?
Jest wykonany z żelbetu i są to pierwsze takie sklepienia w Krakowie, które odlewane były na miejscu, a nie wykonywane z prefabrykatów. Sama kamienica jest z 1937 roku, projektował ją Stanisław Osiek, można ją rozpoznać po godle nad drzwiami. Sufit jest najlepszym i najgorszym elementem tego mieszkania. Najlepszym, bo zdecydowanie je wyróżnia i nadaje mu niesamowity klimat. Najgorszym, bo każda rzecz, którą robię na tym suficie, jest dla mnie wielkim stresem. Kiedy wieszałem ekran i projektor, stresowałem się bardziej niż przy podpisywaniu umowy kredytowej. Sufit wcześniej był zakryty normalnym podwieszanym sufitem. Poprzedni właściciel go odkrył, wykonując (dzięki Bogu) najtrudniejszą robotę, czyli szlifowanie kleju i usuwanie elementów po podwieszanym suficie. Ja koncentruję się na utrzymaniu go w jak najlepszym stanie, najdłużej jak to możliwe.
Przy urządzaniu mieszkania korzystałeś z pomocy projektanta?
Pomagała mi znajoma projektantka współtworząca studio Pigalopus, Karolina Chodur. Odpowiadała za projekt, rozplanowanie funkcji pomieszczeń, ogólny styl i wybór najważniejszych mebli. Projekt nie miał dużo wytycznych, współpracowałem z kimś, kogo znam i to był plus. Nigdy nie stworzyliśmy briefa, ani nawet nie mieliśmy tradycyjnej rozmowy o oczekiwaniach. Ale jednak dużo rozmawialiśmy o tym mieszkaniu, właściwie od momentu, gdy się na nie zdecydowałem. Zresztą moje wymagania były proste: duży stół, duża kanapa, dużo miejsca na sztukę i rośliny. Dlatego też poza paroma plakatami lub obrazami na ścianach w salonie nie wisi nic więcej, nie chcę też dodawać tam kolejnych mebli. Zaskakujące jest to, że na 85 m2 mam mniej rzeczy niż w 40-metrowym starym mieszkaniu, ale jestem z tego dumny.
Czy meble, które tu są, kupowałeś konkretnie do tego wnętrza?
Tak, wszystko. Z poprzedniego mieszkania przeprowadziłem się w bagażniku auta osobowego. Miałem ubrania, parę plakatów, płyty winylowe i kilka figurek przywiezionych z podróży lub prezentów, które dostałem. Moje poprzednie mieszkanie było jednym wielkim niekończącym się eksperymentem, przez 10 lat zmieniało się wielokrotnie. Finalnie znalazłem układ i styl, w którym dobrze się czułem i na kanwie tego powstało obecne mieszkanie. Nie chciałem brać mebli ze starego wnętrza, jedyny wyjątek to kanapa, co prawda tutaj jest większa i inaczej obita, ale jestem wierny temu konkretnemu modelowi już prawie 10 lat. Po prostu nie ma wygodniejszego modelu i to nie podlega dyskusji.
Z resztą mebli nie poszło tak łatwo, jak z sofą. Wybierając je, starałem się przede wszystkim szukać rzeczy z naturalnych materiałów, najchętniej od polskich producentów. Finalnie większość jest właśnie taka, z czego jestem zadowolony. To mieszkanie miało być świadectwem moich marzeń i chciałem, by każdy element był przemyślany i dobrej jakości. Po przeprowadzce pojawiła się kanapa i stół. Reszta rzeczy dochodziła sukcesywnie w kolejnych miesiącach. Część mebli dobrana jest tak, by elektronika w mieszkaniu była niewidoczna. Miało być elegancko i czysto.