Tomasz Kręcicki: Najfajniejsze jest dla mnie wymyślanie obrazów

Tomasz Kręcicki:

Najfajniejsze jest dla mnie wymyślanie obrazów

Autor: Aleksandra Koperda
Zdjęcia: Michał Lichtański
Data: 10.06.2023

W krakowskiej pracowni spotykamy się z malarzem Tomkiem Kręcickim. Tomek w 2015 roku ukończył studia na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Od tego czasu razem z Karoliną Jabłońską i Cyrylem Polaczkiem współtworzy kolektyw Potencja, bo jak mówi: „Pod koniec studiów zaczęliśmy kombinować, jak się wprowadzić w świat sztuki. Stwierdziliśmy, że musimy sobie nadać nazwę, żeby nasze działania lepiej wybrzmiały i były zapamiętane”. Tak też się stało. Artyści promowali siebie, ale do udziału w wystawach zapraszali i innych twórców.

Tomek maluje to, co go otacza, na płótnach przedstawia proste, codzienne przedmioty i sytuacje. Niedomkniętą lodówkę, tabletkę na nocnym stoliku, ekrany akustyczne, nitkowanie zębów. Malowanie porównuje do gotowania: płótno to kuchenka, pędzle to garnki, malarz to szef kuchni, ale i do tego, jak działa pralka: by powstało dzieło, konieczne jest pranie wstępne, zasadnicze, płukanie i wirowanie, czyli sprzątanie po poprzednim dniu, przygotowywanie płótna, materiałów, kręcenie się w kółko, a w końcu malowanie.

czekolada, 2x 99×99 cm, olej na płótnie, dyptyk 2020

Czy ktoś w twojej rodzinie miał zdolności plastyczne, zajmował się sztuką?

Nie, nikt się nie zajmował, nikt nie robił żadnych artystycznych rzeczy ani zawodowo, ani hobbystycznie. Choć przypominam sobie, że kiedyś znalazłem licealne chyba rysunki mojego taty, jakieś portrety koleżanek i kolegów prawdopodobnie ze zdjęć, bardzo proste. Wcześniej myślałem, że są mało wyszukane, ale jak spojrzałem na nie po paru latach, to stwierdziłem, że widać w nich dużą wrażliwość. I tak sobie myślę, że w pewnym sensie rodzice cenią plastyczne działania różnego rodzaju, jest to dla nich wartość. Mama zawsze zachęcała mnie do rysowania, ogólnie rodzice chyba zawsze doceniali taki rodzaj umiejętności. Pozwolili mi się w tym kierunku rozwijać. Ale ja jako dziecko nie rysowałem bardzo dużo. Nie mam też wielu prac z dzieciństwa.

 

Kiedy w takim razie sztuka zaczęła mieć dla ciebie znaczenie?

Myślałem o zdawaniu do liceum plastycznego, ale poszedłem tam parę razy zorientować się, jak to wygląda, na jakich zasadach się to odbywa i stwierdziłem, że to są dla mnie za wysokie progi, że to wygląda zbyt poważnie. Dopracowane martwe natury. Zupełnie nie myślałem, że mogę malować takie rzeczy, realistyczne malarstwo wyglądało dla mnie tak abstrakcyjnie. Zastanawiałem się, jak ludzie w moim wieku coś takiego potrafią. Samą sztuką zainteresowałem się w podstawówce czy gimnazjum, powoli odkrywałem malarzy i niektórzy podobali mi się bardziej. Pamiętam, że Munch był zawsze takim malarzem, który mnie fascynował. I w wieku 13–14 lat go kopiowałem. Robiłem naiwne małe akrylowe prace na tekturach.

 

I ostatecznie wybrałeś Akademię Sztuk Pięknych.

W liceum odpuściłem plastyczne zainteresowania. Pod koniec szkoły, kiedy trzeba było wybrać kierunek studiów, zacząłem analizować, w czym w ogóle jestem dobry, co jakkolwiek mnie interesuje. Zupełnie nie miałem na siebie pomysłu. No i pomyślałem, że może historia sztuki, że kiedyś w podstawówce i gimnazjum mnie to ciekawiło, że może spróbuję się nauczyć do matury, przygotować tak, żeby ją zdać i udać się na jakiś kierunek związany z plastyką, ze sztuką. Na studia trzeba było przygotować teczkę. Po roku spróbowałem zdawać na Akademię. Nie dostałem się, ale zachęciło mnie bardzo to, że przeszedłem jeden etap. Stwierdziłem, że świetnie, wielki sukces i muszę za drugim razem przyłożyć się jeszcze bardziej, no i się udało. Wtedy byłem już mocno wkręcony w malowanie i strasznie mi się podobało to, że znalazłem swoją dziedzinę.

żel, 140,160 cm, olej na płótnie, 2023

rosół, 110×140 cm, olej na płótnie, 2021

Czy twoje malarstwo od początku było figuratywne?

Tak, i zdałem sobie sprawę, że niektóre obrazy, które malowałem jeszcze do teczki, powtarzam do dziś. Nadal fascynują mnie te motywy. Od początku skupiałem się na tym, co jest mi najbliższe. Gdzieś usłyszałem, żeby nie kombinować za bardzo, tylko malować rzeczy, które mnie otaczają i starać się być szczerym, nie wymyślać tematów, które mogą mnie na początku przerosnąć. Więc malowałem np. bałagan na biurku w moim pokoju w domu rodzinnym w Kielcach. Kiedy studiowałem rok w Kielcach, jeszcze przed Akademią, byłem m.in. na plenerze i namalowałem tam trzy całkiem duże obrazy. Każdy z nich był powiększeniem kolejnego. No i tak sobie myślę, że właściwie nic się nie zmieniło od tego czasu. Właściwie dopiero teraz, gdy ci o tym opowiadam, to skojarzyłem, że to skalowanie to coś, co cały czas mnie intryguje, że to coś charakterystycznego dla mnie, taka moja rzecz od samego początku.

 

Czy malujesz ze zdjęć?

Często maluję z wyobraźni. Sam tworzę kompozycje, bardzo rzadko bazuję na zdjęciach i przenoszę jeden do jeden. Raczej sklejam motywy i najczęściej odtwarzam je w głowie. Czasem posługuję się zdjęciem, żeby zobaczyć, jak coś jest oświetlone albo jak łapie cień, żeby lepiej sportretować dany przedmiot czy sytuację. Przedmioty, które maluję albo rysuję, są trochę rysunkowe, może komiksowe właśnie dlatego, że nie odwołuję się w nich bezpośrednio do fotografii.

Na przykład obraz z zupą, który stoi pod ścianą, nie jest odzwierciedleniem konkretnej zupy, chciałem po prostu oddać kolor pomidorówki ze stołówki. To mnie intrygowało w tym motywie i było motorem do namalowania całej serii z zupami. Przy okazji pojawiły mi się w głowie myśli o abstrakcji w malarstwie, ale to na bocznym torze.

 

Lubisz jeść?

Lubię. Lubię dobre jedzenie, ale też lubię proste jedzenie. Choć bardziej mnie intryguje czy inspiruje kuchnia jako całość. Całe uniwersum od książek z przepisami po tytuły potraw. Wydaje mi się, że to może mocno przeplatać się ze sztuką, jest trochę o tym samym. Jest tak dużo odniesień, że aż trudno mi to omijać czasami. Ale to nie wynika z tego, że jestem jedzeniowym freakiem. Po prostu jedzenie jest prymarną rzeczą, czynnością w życiu i chciałem się tym tematem zająć.

 

Mówisz, że wracasz do pewnych motywów. Dlaczego?

Do niektórych wracam, bo orientuję się, że o czymś jeszcze zapomniałem, że to coś ma jeszcze jakąś tam ciekawą właściwość albo jest na tyle intrygujące, że po prostu muszę do tego wrócić. Z czasem pojawiają się jakieś nowe pomysły na inny rodzaj portretu. Może mój język malarstwa rozwija się tak, że mogę rozszerzyć sposób opowiadania o danym przedmiocie.

 

Jak wygląda twój dzień w pracowni?

Staram się tu być codziennie od 10–11. No i siedzę długo, w zależności czy muszę wyprowadzić w danym dniu pieska, czy nie, to siedzę, powiedzmy, do 20 maksymalnie. W takim idealnym dniu przychodzę o 9–10, siedzę parę godzin, coś maluję, rysuję. Bywa jednak tak, że siedzę i nic nie robię, bo nie mogę się zabrać za konkretną pracę. Myślę, zastanawiam się, czy zdążę, czy jest sens zaczynać danego dnia? Właściwie niezbyt ekscytująco to wygląda. Tak naprawdę najfajniejsze jest dla mnie wymyślanie obrazów, myślenie nad nimi, o nich. Rzadko umiem być tak zdyscyplinowany, żeby mieć jakiś konkretny plan działania. Choć zawsze mam kartkę pomysłów, które realizuję krok po kroku. Kartkę zadań, żeby zrobić jakiś szkic, rysunek w kolorach, sprawdzić, jak będą dane kolory ze sobą działały. Takie pragmatyczne sprawy. Lista zadań, które są zawsze do zrobienia, żeby nie przychodzić na darmo.

 

Czyli najbardziej atrakcyjne jest dla ciebie tworzenie koncepcji na nowe płótno?

Chyba tak. I może też taki krótki moment, kiedy widzę, że w obrazie zaczyna coś wychodzić. A kiedy już widzę, że obraz jest gotowy, to już mnie to tak nie cieszy, nie ekscytuje. Najfajniejszy jest moment, jak coś właśnie wychodzi i okazuje się, że pomysł, który wymyśliłem, się sprawdza albo zaskakuje. Na przykład w obrazie z pomidorową i makaronem miało go wcale nie być. Zacząłem wycierać szmatką fragmenty pomarańczowej farby no i się okazało, że to tak fajnie działa, powstaje makaron wystający z zupy i to spodobało mi się najpierw, jak został rozwiązany problem malarski.

 

Czy zanim zabierzesz się za płótno, szkicujesz?

Robię dosyć precyzyjny rysunek, a w kolejnym etapie robię zarys węglem na płótnie. Podobrazia najczęściej robię sam, bo gotowe płótno ma niezbyt przyjemną do malowania strukturę. Lubię je robić, choć jest to bardzo czasochłonne, ale proces powstawania obrazu zaczyna się już podczas robienia płótna. Myślę o formacie, przywiązuję się do niego. Zawsze przygotowywałem je sam na studiach, ale też kombinowałem i malowałem na kawałku starych dżinsów naciągniętych na pudełko, gdy nie chciało mi się wędrować do sklepu po deski. Na wszystkim tak naprawdę da się namalować obraz, ale przyzwyczaiłem się do tych płócien robionych samemu.

A to jest na przykład taki obraz, który malowałem w Kielcach, kiedy byłem na wakacjach między pierwszym a drugim rokiem, też jest namalowany na takim byle jakim płótnie. Przedstawia dzięcioła przy pracy. Bardzo go lubię i chcę powtórzyć ten motyw w pewnym sensie. Wrócić do niego. To też dźwiękowy obraz. Te dźwięki w obrazach powracają u mnie. Czy to właśnie w jedzeniu, czy w pralce, która wiruje, czy w lodówce, która buczy.

 

 

 

folia bąbelkowa, 160×140 cm, olej i spray na płótnie, 2021

fotel, 85×80 cm, olej na płótnie, 2021
w nocy przed lodówką, 140 x 180 cm, olej na płótnie, 2021